Delacroix nie ¿yła.

- Mowy nie ma. - Wolisz rozmawiać tutaj? - zapytał, zatrzymując się na chodniku, gdzie dwoje dzieciaków na rowerach mijało parkomaty, a kilka samochodów odjeżdżało albo hamowało przy krawężnikach. Przechodnie obrzucili ich zaciekawionymi spojrzeniami. Mężczyzna w goglach lotnika, w czapce Oilersów spuszczonej na oczy z nieukrywanym zainteresowaniem patrzył na nich przez otwarte okno swojej ciężarówki. Nagle Shelby uświadomiła sobie, jak bardzo tu nie pasuje. - Wiesz, ludzie cię rozpoznają - zauważył Nevada. - Ależ wiem. - Wahała się tylko przez chwilę. - Pojadę swoim samochodem, dobrze? Puścił jej łokieć. - Jedź za mną. Nie potrzebowała dalszych zachęt. Mężczyzna w ciężarówce splunął na chodnik tytoniową śliną, a Shelby podbiegła do wynajętego cadillaca i otworzyła drzwi. W środku było niemiłosiernie gorąco. Nastawiła klimatyzację na najwyższy poziom, opuściła szybę i wykręciła kierownicę. Kiedy stary pikap Nevady oddalił się od krawężnika, włączyła się do ruchu tuż za nim. Jadąc mu na ogonie i klnąc pod nosem, znów włożyła okulary. To jakiś nonsens, mówiła sobie. Na miłość boską, co ty wyprawiasz, dlaczego jedziesz do domu Nevady? Zacisnęła zęby i jechała za nim przez miasto, na zachód i przez pagórkowate tereny, gdzie wreszcie poczuła działanie klimatyzacji. Teren wokół rancza był chroniony drutem kolczastym, a sumaki rosły obok żywodębów. Po suchej, pokrytej kurzem ziemi błąkały się stadka kozłów, owiec i bydła, skubiąc rzadką trawę i zioła. Pokonali kolejne kilometry i http://www.19ptd.pl/media/ A co z podró¿a do Santa Cruz? Dlaczego w kalendarzu nie ma nic na ten temat? Mo¿e chciała odejsc od Aleksa. Ale dziecko? I Cissy... A mo¿e to był niezaplanowany wczesniej wypad, nagła, niespodziewana decyzja? Nie. Nie zostawiłaby dzieci. Czuła, ¿e cos takiego zupełnie do niej nie pasuje. Zaniepokojona otworzyła kalendarz na czesci adresowej. Jak brzmiały te nazwiska, które zda¿yła ju¿ poznac? Robertson? Phil i jego ¿ona, Linda, znajdowali sie na liscie. Lindquist... Joanna Lindquist, tak, ona te¿ przysłała kartke do szpitala. Joanna i Ted. Miller... Randy i Sonja. Oboje byli tu zapisani, ale pózniej imie Sonji zostało wykreslone, jakby umarła albo wyjechała... Sztywnymi palcami przewróciła kilka kartek, szukajac nazwisk

myśli. - Twoja matka była wstrząśnięta - powoli pokiwał głową i pociągnął nosem, jakby zaraz miał się rozpłakać. - Zażądała rozwodu, a ja odmówiłem. Powiedziałem jej, że rozwód zniszczyłby wszystko. No, więc zażądała, żebym zapłacił Nell, przestał się z nią widywać i odprawił ją z kwitkiem. - Ale Nell już spodziewała się dziecka - dokończyła z rozgoryczeniem Katrina. - Ja byłam tym dzieckiem. Zmieniłam swoje nazwisko na Nedelesky kilka lat temu, kiedy brałam ślub, i zachowałam je po rozwodzie. Sprawdź - Nie będziesz musiał - skłamała. Uwielbiała swój samochód, cytrynowożółty kabriolet, niemal tak jak swoją cenną klacz Appaloosę, chociaż nie kochała ich tak namiętnie jak Nevady. O nie, jej uczucia do Nevady nie dało się opisać. Wprawdzie do pewnego stopnia zdawała sobie sprawę z tego, że po prostu buntuje się przeciwko despotycznemu ojcu i że żywiołowy Nevada to nie chłopak dla niej, nie mogła się jednak powstrzymać: musiała postępować wbrew życzeniom sędziego i robić to, co sama chce - włącznie z umawianiem się na potajemne randki z Nevada Smithem. Miała serdecznie dość tego, że nazywano ją księżniczką, rozpieszczoną córeczką sędziego Cole’a, świętoszką. Poza tym ostatnio nawet specjalnie nie rozrabiała. Nevada Smith był uczciwym, przestrzegającym prawa obywatelem - to tylko jej ojciec był innego zdania. Chłopak pracował wprawdzie w Biurze Szeryfa niespełna rok, ale zapowiadało się, że wyjdzie na prostą. Tylko dlaczego przesądnie zaciskała kciuki, wchodząc po schodach? Zatrzymała się przy rodzinnym portrecie i spojrzała na twarz swojej matki. Jasmine Alicia Falconer Cole miała szlachetne rysy, włosy ciemnoblond i oczy o intensywnym złocistozielonym odcieniu. Była uderzająco piękną