chłopiec zabija dziesięć osób. Kochająca rodzina ginie z rąk czternastoletniego syna. Przecież

- Mark jest cudownym mężem. - Mary wciąż była niepewna. - Mark i Mary. Tak, kartki na Boże Narodzenie muszą wyglądać zabójczo. - Myślałam, że zajmuje się pani wypadkiem Mandy. - Słusznie. Odeszłam od tematu. Jeśli chodzi o tamten wieczór... - To co? - przerwała Mary. - Chyba nie rozumiem powodu tej rozmowy. Wypadek miał miejsce ponad rok temu. Mandy po pijanemu jechała samochodem. Czasami to robiła. Nie wiem, po co pani tu przyszła. - Słyszałam o kawie, więc pomyślałam, że wstąpię. - Rainie odetchnęła, widząc zmieszanie na twarzy Mary. - A jeśli chodzi o tamten wieczór... Ojcu Mandy powiedziała pani, że przyjechała do pani pograć w karty. - Zgadza się. W każdą środę wieczorem grałyśmy w karty. Robiliśmy Przynajmniej tyle. 83 - To znaczy kto? - Mandy, ja, Tommy i Sue. - Znali się państwo z... - Zanim poznałam Marka, pracowaliśmy razem w restauracji. Czy to ma jakieś znaczenie? - Mary znów wydawała się spięta. - Tak tylko pytam - odpowiedziała spokojnie Rainie. - Więc całą czwórką grali państwo w karty. http://www.abc-budowadomu.edu.pl Oznaczony dowód przejął detektyw Albright. Podniósł go do światła i powiedział: - Jezu Chryste! Rzucił torebkę na fioletową kapę, na której sprawiała wrażenie kałuży krwi. - To są...! - Asystent nie czuł się dobrze. Jego twarz przybrała zielonkawą barwę. Wpatrywał się w torebkę z fascynacją kogoś, kto wie, że właściwie powinien odwrócić wzrok. -Znaleźliśmy... ludzkie wnętrzności. Człowiek z Cro-Magnon zastygł w bezruchu. Tak mocno zaciskał dłoń na poduszce, że aż ścięgna mu zbielały. Rainie powoli wyciągnęła rękę. Bardzo wolno podniosła torebkę. Trzymała ją ostrożnie za róg, jakby w środku siedział wąż gotowy do ataku. Torebka wyglądała jak papier do prezentów na Boże Narodzenie. Jasna czerwień z pasmami bieli. Błyszczące opakowanie, tylko że...

przed Danielem O’Grady lub za spartaczenie dochodzenia. Więc oczywiście dotyczy to również ciebie. Potem pewnie wytoczą kolejny proces cywilny już bezpośrednio O’Gradym, na wypadek, gdyby nie zapadł zadowalający wyrok w sądzie karnym. Nie zdziwię się, jeśli to samo zrobią rodzice Melissy Avalon. No i zostają nam jeszcze wszystkie dzieciaki, które odniosły obrażenia, choć nikt nie został poważnie ranny. Ich rodziny pewnie podzielą się na dwa obozy. Jedni będą woleli jak najszybciej o wszystkim zapomnieć, a drudzy zmobilizują Sprawdź Z gardła Sandy wydarł się szloch. W spojrzeniu Rainie dostrzegła wszystkie prawdy, którym mozolnie próbowała zaprzeczyć, a teraz stanęła wobec nich bezbronna. Danny był samotnikiem. Ulegał atakom złości. Nie dogadywał się z Shepem i kolegami w szkole. I, dobry Boże, świetnie znał się na broni. Nauczył się wszystkiego od ojca. Świat zaczął wirować. Sandy chwyciła krzesło i trzymała się go mocno. – Pani O’Grady? – zaniepokoił się Quincy. – Dajcie mi chwilę. Wbiła wzrok w podłogę, usiłując skoncentrować się na poszczególnych klepkach. Mijały minuty. Sandy nie wiedziała ile. Czas zwolnił. Przenikliwe zimno wkradło się w jej ciało, przyprawiając o dreszcze. – Nie wiem, co robić – wyszeptała wreszcie. – Nie... nie wiem już, w co mam wierzyć. Quincy odezwał się pierwszy. – Przypuszczam, że wasz adwokat postarał się, żeby Danny’ego zbadał psycholog