Próbowała się odsunąć, ale trzymał ją mocno.

Wstała, żeby pocałować męża, i właśnie wtedy jej wzrok padł na to zdjęcie. Więc gdzie jest teraz? Od strony holu dobiegł do niej lekki trzask podłogi, a potem cichy szum, podobny do dźwięku, jaki wydają jesienne liście. Przerażona Kate zamarła. Podniosła dłoń do szyi, przypominając sobie to, co stało się dziś rano z łóżkiem. Miała przed oczami dwie wgniecione poduszki. A potem jeszcze ten wieszak! Odwróciła się wolno w stronę drzwi. Były półotwarte, ale nikogo za nimi nie dostrzegła. Na drżących nogach przeszła do przedpokoju, ale też był pusty. – Richard! – zawołała niezbyt pewnym głosem. – Richard, to ty? Odpowiedziała jej cisza. Wstrzymała oddech i nadstawiła uszu, próbując wychwycić każdy, nawet najmniejszy dźwięk. Na próżno mówiła sobie, że to głupstwo. Na próżno przypominała, że w starych domach słychać różne odgłosy. Ale fotografie same nie znikają. Wieszaki nie urządzają sobie spacerów po sypialni. A łóżka nie wgniatają się pod własnym ciężarem. Nie była sama! http://www.agamaprzychodnia.pl własnej, a pewność uścisku skłoniła do szacunku. Z uznaniem przyjął zarówno miękkość, jak i pewność. 12 JEDNA DLA PIĘCIU - Czym mogę panu służyć? - zapytała wskazując mu krzesło. Przypomniawszy sobie cel swojej wizyty zmarszczył lekko brwi i opadł na miękkie poduszki krzesła. Służyć mu? Ocalić wydawało się właściwszym słowem. - Sam nie wiem. Jego nerwowe stukanie listami o oparcie krzesła zwróciło uwagę Malindy. - Przepraszam, zrzuciłem je niechcący. Wiedząc, co zawierają koperty, Jack zrozumiał

Dobry Boże, dziesięć albo jedenaście! Bojąc się, że głos ją zawiedzie, jedynie skinęła głową. – Wszystko jedno. – Raz jeszcze dotknęła fotografii. – Ale byłam ładna, prawda? – Byłaś piękna – wydusiła z siebie Kate. Nagle nabrała podejrzeń co do charakteru związku Julianny i Powersa. – Wciąż jesteś piękna. Sprawdź – To niemożliwe! – jęknęła. – Niemożliwe! Puściła Juliannę i powoli wstała. Brakowało jej łez, żeby się wypłakać. Podeszła do pustego łóżeczka i odruchowo wytarła suche policzki. Wzięła do ręki ulubionego pluszowego misia córki. – Dlaczego go nie wziął? Przecież Emma będzie się bała... Będzie się bała – powtórzyła. Przytuliła misia, który wciąż pachniał córką. Przyciskała go, kręcąc głową, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Zadzwonił telefon. Oboje ruszyli do aparatu, ale Kate była pierwsza. Podniosła słuchawkę po drugim sygnale. – Cześć, Kate. Tu John. Albo, jeśli wolisz, Nick. – Gdzie moje dziecko? – Jesteś zaskoczona, czy może sama się tego domyśliłaś? – Zupełnie