Chcę, żebyś go poznała.

dynacji ruchowej, a zgrabnie wyprofilowana metalowa obudowa nigdy już nie odzyskała dawnego blasku. Od cza- su do czasu Niania zatrzymywała się, wówczas dzieci rów- nież stawały, niecierpliwie czekając, aż do nich dołączy. — Co się dzieje, Nianiu? — pytał Bobby. — Coś z nią jest nie w porządku — żaliła się Jean. — Od ubiegłej środy zachowuje się jakoś dziwnie. Porusza się naprawdę wolno i niezgrabnie. No i przez jakiś czas w ogóle jej nie było. — Pojechała do warsztatu —oświadczył Bobby. — My- ślę, że jest po prostu zmęczona. Tata mówi, że się zestarza- ła. Słyszałem, jak rozmawiał o tym z mamą. Odrobinę zasmucone szły dalej drogą, a za nimi z tru- dem nadążała Niania. Dotarły akurat do miejsca, gdzie na trawniku tu i ówdzie rozstawiono ławki, na których wyle- giwali się rozleniwieni słońcem ludzie. Na trawie leżał ja- kiś młody człowiek, twarz miał nakrytą gazetą, a pod gło- http://www.amatorzyna.pl/media/ uzbrojonych w fotokomórki i osadzonych na giętkich wy- sięgnikach, lustrowała go uważnie. Wysięgniki poruszały się badawczo, drgając przy tym nieznacznie. Po chwili wsunęły się do środka. Niania zbudowana była w formie olbrzymiej metalo- wej kuli, spłaszczonej na spodzie. Kadłub pociągnięty miała zieloną, pozbawioną połysku emalią, która wskutek długotrwałego użytkowania zaczynała się łuszczyć i odpry- ski wad Poza wysięgnikami, na których osadzono oczy, niewiele więcej dało się zaobserwować. Cały system mo- toryczny został ukryty. Po obu stronach metalowego kor- pusu widać było zarysy drzwi. Właśnie przez nie wysuwa- ły się magnetyczne chwytaki, ilekroć zachodziła potrzeba

Rozległ się dzwonek. Liz podskoczyła. - Ojej, spóźnię się na lekcje. - Chwyciła worek z książkami i ruszyła szybko ku drzwiom. Obejrzała się jeszcze w progu. - Ty nie idziesz? - Nie ma pośpiechu. - Gloria uśmiechnęła się szeroko. - Zawsze się spóźniam, nie mogę psuć sobie opinii. Liz odwzajemniła uśmiech. - Powodzenia. I do zobaczenia. - Już wychodziła, ale odwróciła się raz jeszcze. - Glorio? Sprawdź kolację u White'a, a przez następnych kilka godzin przegrywał w faraona z paroma kiepskimi graczami. Korciło go, by sprawdzić, czy Alexandra nie spakowała rzeczy i nie wyjechała. Gdyby jednak popędził do domu i co gorsza na nią czekał, zrozumiałaby, że każde zdanie, które wypowiedział u Fointaine'ów było kłamstwem. Pomysł poślubienia panny Gallant nadal uważał za genialny, natomiast wprowadzenie go w życie zdecydowanie mu nie wyszło. Wiedział jedynie, że musi nakłonić ją do pozostania. Był przekonany, że jako osoba praktyczna w końcu zrozumie jego racje. Do tego czasu będzie się poruszał jak po wrogim terytorium, uważając na każdy krok lub słowo. Ostatecznie nawet tak złemu człowiekowi jak jego ojcu udało się ożenić z wybraną kobietą. A może Alexandra ma rację i rzeczywiście nie wszystko da się zdobyć. Lecz on przynajmniej spróbuje dopiąć swego. Ku jego zaskoczeniu pierwszą przeszkodą na drodze do celu okazał się Robert Ellis.