Rainie wydała z siebie zniecierpliwione westchnienie.

– Tsss – zasyczał młody człowiek, przykładając palec do warg. – On usłyszy. – Kto? Czarny Mnich? Nic on nie usłyszy. W dzień on śpi – powiedział Feliks Stanisławowicz, uradowany na dźwięk artykułowanych słów. – Ty mów po cichutku, to on się nie obudzi. Zerknąwszy bojaźliwie na Korowina, szaleniec przysunął się bliziutko do Lagrange’a i wyszeptał mu do ucha: – Krzyż to nie krzyż, tylko całkiem przeciwnie. Krrr po szkle, ściany trrr, sufit szszsz i nie uciekniesz. Drzwi maleńkie, nie da się przeleźć. A okienka to w ogóle o, takusieńkie. – Pokazał palcami. – Domek hop, skok, chatynka na kurzych nóżkach. Aleksy Stiepanowicz zaśmiał się piskliwie, ale zaraz potem twarz wykrzywiło mu przerażenie. – Powietrza nie ma! Ciasno! Aaa! Zadygotał cały i zaczął mamrotać: – Credo, Domine, credo, credo, credo, credo, credo, credo, credo, credo, credo, credo, credo, credo... Powtórzył łaciński wyraz sto, a może i dwieście razy i widać było, że prędko nie przerwie. Lagrange chwycił chłopaka za ramiona i porządnie nim potrząsnął. – Starczy! Mów, co dalej! – A co tu mówić – powiedział nagle Lentoczkin spokojnym, rozsądnym tonem. – Idź tam, http://www.annakmita.pl/media/ niej wzbierał, był niebezpieczny. I przesadny. Tak naprawdę wściekła się nie dlatego, że Abe Sanders był beznadziejnym bubkiem, ale dlatego, że aresztowała dziecko, które znała i, do diabła, lubiła. Ty głupi, mały egoisto, jak mogłeś być tak okrutny?! Sanders wciąż na nią patrzył, sprawdzając, czy Rainie złapie przynętę. Gdyby straciła panowanie nad sobą, poczułby się lepiej. Ale Rainie nie zamierzała dawać mu tej satysfakcji. – Przełóżmy tę rozmowę do jutra. – Dobrze. – Z samego rana. – Oczywiście. – Siódma trzydzieści? – Siódma. – Doskonale.

twarzy. Poczuć stalowe mięśnie ramion i ud. Byłaby tylko kobietą, a on tylko mężczyzną i może wszystko stałoby się prostsze. A gdyby zasnął, wymknęłaby się z jego pokoju. Z niektórymi nawykami trudno zerwać. Rainie weszła do domu. Wyciągnęła wszystkie zdjęcia matki i rozłożyła je odwrotną stroną do góry. Ale to nie podziałało. Tej nocy chyba nic nie mogło pomóc. W końcu skuliła się w ubraniu na sofie, rozpaczliwie starając się zasnąć. Znowu myślała Sprawdź – Muszę coś zjeść – oznajmiła niespodziewanie, wstając od prymitywnego biurka i zbierając swoje rzeczy. Quincy podniósł wzrok znad notatek. Popatrzył na nią łagodnie. Bez marynarki, z podwiniętymi rękawami i poluzowanym purpurowym krawatem wyglądał bardziej przystępnie. Ale też cienie pod jego oczami stały się widoczniejsze. Najwyraźniej superagent nie sypiał zbyt wiele nawet przed przyjazdem do Bakersville. – Dają w tej mieścinie jakieś żarcie? – zapytał z udawanym zdziwieniem. – A myślałem, że lunch opuściliśmy z konieczności. – Lunche są dla mięczaków – wpadła w jego ton Rainie. – Chodź. Zabiorę cię do baru u Marthy. Najlepszy stek z kurczaka w całym mieście. Quincy uniósł sceptycznie brew. Może nie dowierzał umiejętnościom kulinarnym Marthy, a może oczami wyobraźni już widział ruinę swego zdrowia. Tak czy inaczej, chwycił granatową marynarkę i ruszył za Rainie.