- Ale jego lordowska mość...

- Nie potrzebuję. Wiem, jak wyglądają. Willow z trudem się powstrzymała, by nie powiedzieć czegoś złośliwego. Oparła się o ladę. Wciąż nie mogła uwierzyć, że przybrany syn pani Caird przyjechał do Tradition. Gdy gosposia i najlepszy przyjaciel Chada weszli do środka, oparła się o samochód, nie kryjąc przerażenia. Musiała dołożyć wszelkich starań, by odsunąć na bok swoje zmartwienia i zająć się dziewczynkami. Zły nastrój Lizzie wcale jej tego nie ułatwiał. Przez całą drogę do Crestville dziewczynka nie odezwała się ani słowem. Nie wykazywała też zainteresowania przynoszonymi przez Camryn sukienkami. Zgodziła się przymierzyć zaledwie kilka z nich. Willow podejrzewała, że obydwie sukienki bardzo jej się podobają, ale za nic w świecie nie przyzna się do tego. Zerknąwszy na Amy i Camryn, które świetnie się bawiły w dziale z dodatkami, Willow zaczęła się zastanawiać, czy Lizzie kiedykolwiek dobrze się bawiła. Z całą pewnością nie w jej obecności. Robiła wszystko, by okazać niani, jak bardzo nie lubi jej towarzystwa. Była co najmniej niechętna do współpracy, a czasem wręcz niegrzeczna. Chwilami zasługiwała na http://www.arcus-psychoterapia.pl Liz przymrużyła oczy. Jakie interesy mogą łączyć szanowaną panią St. Germaine z plugawym handlarzem płatnym seksem? Poszła za nimi, przezornie zachowując odpowiedni dystans. Wśliznęli się za scenę. Wyciągnęła szyję, próbując dostrzec coś między wirującymi tancerkami i zobaczyła, że Hope przesuwa po stole coś, co przypominało kopertę. - Cześć, laska. - Cuchnący alkoholem mężczyzna zatoczył się na nią i złapał ją za ramiona. - Zatańczysz? - Nie, nie tańczę. - Z odrazą uwolniła się z uścisku. - Przepraszam. Zaczęła wycofywać się z klubu, ale pijany mężczyzna szedł za nią. - Ej, kotek, nie pierdol... Założę się, że nieźle dajesz. Lepiej niż te na scenie, nie? Liz spojrzała na mężczyznę lodowatym wzrokiem. - Nie. Chwycił ją ponownie, tym razem za łokieć. Strząsnęła jego rękę i kopnęła go w goleń. Zdziwiony wydał z siebie jęk bólu, potknął się, zrobił krok do tyłu. Liz wybiegła na zewnątrz. ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY Czterdzieści osiem godzin po aresztowaniu Santosa Gloria wpłaciła kaucję i zabrała go wprost do hotelu, gdzie czekał już na nich Jackson. Santos wparował do pokoju i nie tracąc czasu na uprzejmości, natarł na partnera: - O co tu, do cholery, chodzi?

- Nie pieprz, Tina. Skąd to masz? - Od przyjaciela, który chce zbawić moją nieśmiertelną duszę. W porządku? Jak tak, to spierdalaj. Zbawić nieśmiertelną duszę... Santos poczuł na plecach lodowaty dreszcz. Tina znała mordercę. Był tego pewien. Przyciągnął ją bliżej do siebie. - Co to za przyjaciel? Mów! - Jesteś detektywem, więc wydedukuj. Sprawdź Lysander mówił niewiele. Kiedy Mark oznajmił mu o konieczności wyjazdu, posłał przyjacielowi szybkie, pełne sceptycyzmu spojrzenie, po czym zajął się znowu gotowanym ryżem z dodatkiem ryby i jajka na twardo. Przewidywał, że Mark wcześniej czy później wymyśli zgrabną wymówkę, zastanawiał się tylko jaką. Ponieważ sprawa nie mogła dotyczyć Oriany, pomyślał więc, że Mark spisał się nieźle. - Nie zamierza pan chyba podróżować w niedzielę, panie Baverstock! - oburzyła się Adela. - Niestety, panno Fabian, nie mam wyboru - odparł Mark, spuszczając wzrok. - Dzień święty został, tak jak pozostałe, stworzony dla człowieka, a sumienie nie po¬zwoliłoby mi w tak ciężkich chwilach być z dala od ojca chrzestnego - dodał z szacunkiem. Co za hipokryzja, pomyślała Clemency. Rozmowa zeszła na sprawy zaplanowane na dalszą część dnia. Lady Helena oznajmiła, że po południu zamierza się pokazać na wiejskim jarmarku i z chęcią zabierze ze sobą każdego, kto zechce jej towarzyszyć. - Nie zabawię tam długo - dokończyła. - Mario, interesuje cię to? - Milordzie? - Państwo Fabianowie zgodnie oświad¬czyli, że są do jej dyspozycji. - A ty, Adelo? - Nie pociągają mnie takie imprezy, kuzynko Heleno - odparła Adela. - Jestem pewien, że Diana będzie miała ochotę, prawda, moja droga? - zapytał markiz. Zmienił zdanie na temat młodszej kuzynki; pod płaszczykiem nieśmiałości i nieporad¬ności kryła się miła, ciekawa świata duszyczka. Dziewczyna kiwnęła głową i z błyskiem w oczach zerknęła na Arabellę. Ta zaś spojrzała pytająco na brata. - Podwiozę dziewczęta moją dwukółką, jeśli nie będzie przeszkadzała im ciasnota. Oriano, a co z tobą? Pojedziesz z ciocią Heleną? Oriana stłumiła ziewnięcie i odparła, że raczej nie. Jej zdaniem markizowi nie należało się nawet minimum grzecz¬ności, skoro postanowił tak samolubnie sprzedać ojco¬wiznę. - Nie uważam za rozrywkę pokazów błaznów - oznajmiła wyniośle. - Zostanę z panną Fabian. - Giles, a co ty o tym sądzisz? - spytała lady Fabian.