Kiedy wymówił jej imię, na chwilę zamknęła oczy. Po plecach przebiegł jej rozkoszny dreszcz. Nim wymyśliła stosowną odpowiedź, hrabia wrócił na swoje miejsce. Całe szczęście, bo miała pustkę w głowie. - Nie wypada, żebyś nosiła rzeczy swojej guwernantki. Alexandra drgnęła i otworzyła oczy. Matka i córka mierzyły się wzrokiem, lecz ta ostatnia była już bliska łez. Pan domu kroił bażanta. - Panna Gallant ma gust - stwierdził. - Dobrze się składa, bo jutro będzie towarzyszyć Rose do madame Charbonne, która, jak wiem ze źródeł godnych zaufania, jest najlepszą krawcową w Londynie. - Wypił łyk porto i zerknął na panią Delacroix. - Może ty też się do niej wybierzesz, ciociu Fiono. - Lucienie, nie... - Zresztą możesz zostać w domu. - Jak śmiesz... - Pani Delacroix - wtrąciła Alexandra pospiesznie, zanim nad stołem zaczęły latać ostre przedmioty - byłabym wdzięczna za pomoc w doborze kolorów. Kobieta przez chwilę gotowała się ze złości. - Jeżdżenie po Londynie źle wpływa na moje nerwy - oświadczyła w końcu łagodniejszym tonem. - Ale nie mogę zostawić córki na pastwę pierwszej lepszej szwaczki. Alexandra powstrzymała się od uwagi, że madame Charbonne nie jest pierwszą lepszą szwaczką. Miała nadzieję, że lord Kilcairn weźmie z niej przykład. http://www.beton-dekoracyjny.edu.pl/media/ - Tak, widziałam. Przed chwilą stąd wyszła. - Doprawdy? - Siostry spojrzały podejrzliwie w kierunku kabin, potem po sobie. - Nie spotkałyśmy jej na korytarzu. - To dziwne, bo była tutaj chwilę temu. Okropnie się czuła. Kiedy weszłam, siedziała skulona na podłodze. – Liz zniżyła głos do konfidencjonalnego szeptu. - Miała straszne bóle. - Bóle, powiadasz? - powtórzyła siostra Josephine. - Biedactwo. - Namawiałam ją, żeby zadzwoniła z sekretariatu po matkę, ale powiedziała, że ma dzisiaj klasówkę, na której musi zostać. Poszła pewnie do klasy. - Rozumiem. - Siostra Marguerita odwróciła się do wyjścia. - Dziękuje ci, Liz. Zajrzymy do klasy. - Zatrzymała się jeszcze w progu. - A ty co? Nie powinnaś być o tej porze w sekretariacie? - Tak, siostro. Wracam tam zaraz. Chciałam jeszcze... umyć ręce. - Zatem do zobaczenia. - Tak jest, siostro. Ledwie siostrzyczki zniknęły za drzwiami, Gloria wychynęła z kabiny i podbiegła do Liz. - Byłaś wspaniała - szepnęła. - Uwierzyły we wszystko, co im powiedziałaś. Liz wyciągnęła przed siebie drżące dłonie.
Po raz kolejny zrewidował swoją opinię o kuzynce. Po odpowiednim przeszkoleniu byłaby z niej niezła krętaczka. - Mimo to chcę podzielić się wieścią z paroma przyjaciółkami - oświadczyła Fiona z nieco mniejszą podejrzliwością w głosie. Lucien wzruszył ramionami. - Wolałbym nie psuć niespodzianki, ale powiedz komu chcesz. Sprawdź kieszonki. - Sam mógłbym jej dać tysiąc funtów albo dziesięć razy więcej - powiedział ostrym tonem. - Uprzedzałem, że nie dostanie więcej... - Niech pan złoży propozycję, która nie będzie wymagała od niej opuszczenia Londynu - przerwał mu Lucien, wstając. - W tym rzecz, że nie chcę jej w Londynie. Sądziłem, że wyraziłem się jasno. Kilcairn podszedł do diuka, wyjął mu szklaneczkę z rąk i cisnął nią o ścianę. Na perski dywan spadł deszcz odłamków. - Pozwolisz, że coś ci wyjaśnię, pompatyczny durniu - warknął. - Niestety jesteś jedyną rodziną Alexandry Gallant. Przyjmiesz ją z otwartymi ramionami i dasz wszystkim jasno do zrozumienia, że jest pod twoją ochroną. Drzwi się otworzyły.