Rozejrzał się po raz ostatni. Nic.

do kapłana i ulegały jego czarowi. Bezczelny grzesznik. Bentz niemal słyszał jego gardłowy śmiech, wyobrażał sobie szelest jego kroków na deskach podłogi. Tu, w tym pokoju, rozbierał się zapewne do naga, a potem zbliżał się do rozbawionej, rozchichotanej Jennifer, całował ją, rozbierał. A może było odwrotnie? Może to ona w seksownej bieliźnie czekała na niego w łóżku, nasłuchiwała jego kroków, wpatrywała się w zamknięte drzwi? Nieważne. Tak czy siak, lądowali w łóżku i kochali się raz za razem. Tyle, jeśli chodzi o śluby czystości. Dziwne, pomyślał Bentz, analizując scenę w myślach. Większa część jego gniewu rozwiała się z czasem. Palące poczucie zdrady przygasło. Minęło tyle czasu. I zjawiła się O1ivia. Jego żona. Kobieta, którą kocha. Dobry Boże, co on tu robi, skoro ona czeka w Nowym Orleanie? Nic go nie trzyma w Kalifornii. Jennifer nie żyje. I wtedy, przez ułamek sekundy, poczuł zapach gardenii, zapach jej perfum. http://www.betondekoracyjny.net.pl uwierzyć. To miała być nieszkodliwa zabawa. – Akurat. – Naprawdę. Mówiła, że to tylko taki kawał. Chciała postraszyć byłego chłopaka. No i miała mi dużo zapłacić. – Jak dużo? – Dwadzieścia pięć kawałków. Trzydzieści, jeśli skoczę z Devil’s Caldron. Wpadła na to, gdy jej powiedziałam, że kiedyś skakałam ze skał do morza. – Trzydzieści tysięcy dolarów. – Bentz splunął z niesmakiem. – He to wychodzi? Osiem kawałków za życie? – Mówiłam już, nic nie wiem o żadnych morderstwach – powtórzyła z przejęciem. Nagle spoważniała, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. – Chciałam się wycofać, ale mi nie pozwoliła. Naprawdę myślałam, że to tylko kawał, wiecie, takt rozbudowany dowcip, jak w telewizji. Myślałam, że dzięki temu wypłynę, że to początek

wszędzie, tylko nie tutaj. Lokal świecił pustkami – oby spowodowała to późna godzina, a nie jakość posiłków. Inny nastolatek mył podłogę. Robbie zajął się zamówieniem Bentza. Kwadrans później Rick wrócił do motelu. Siedział przy biurku i między kolejnymi kęsami spisywał numery rejestracyjne samochodów, które sfotografował w San Juan Capistrano, na parkingu i przed zajazdem. Był na siebie wściekły, że wcześniej nie zainteresował się chevroletem, ale i tak dobrze, że zdołał odcyfrować numery pozostałych Sprawdź – Więc zrób coś – upomniał się. Zacisnął zęby i zrobił krok bez kuli. Najpierw jedna stopa, potem druga. Żadne tam ciepłe kluchy – najpierw jedna stopa do przodu, potem dostawianie drugiej. O nie. Przejdzie przez całe cholerne patio normalnie, krok po kroku, choćby miał paść trupem. Już on im pokaże. Za miesiąc będzie biegał po tych cholernych kamieniach. Na dachu siedział kruk i krakał głośno. Ochrypły głos niósł się echem wśród dębów i sosen. Bentz nie zwracał na to uwagi. Trzeci krok. Czwarty. Pocił się. Koncentrował. Upał dawał się we znaki, słońce paliło bezlitośnie, nozdrza wypełniał ciężki zapach bagien. Kruk nie przestawał, nawoływał irytująco. Co za drań. Kolejny krok. Bentz podniósł głowę znad nierównych kamiennych płyt i patrzył na swój cel – ławeczkę. Przejdzie całe patio na własnych nogach.