Odpięła lejce konia, dosiadła go i ruszyła wzgórzami, jeszcze bardziej zdecydowana odnaleźć swoje dziecko.

- Trzymaj się mocno! - Skręciła na wzgórze, a samochód policjanta, wciąż błyskający światłami, jakby to był cholerny czwarty lipca, pojechał za nią. - Coś ty, u diabła, zrobiła? - Nic, jasne? Nie zrobiłam niczego złego! - upierała się. - Kurde, to Shep Marson. Rossowi od razu zrobiło się niedobrze. Zerknął przez brudne tylne okno i ujrzał twarz, która odcisnęła mu się głęboko w pamięci. Shep miał twarde rysy twarzy, którą po części skrywało rondo kapelusza, ale zrobił się trochę okrąglejszy. - Czego on chce? - Zaraz się dowiemy. - Wgniotła niedopałek w popielniczkę, nerwowo zmierzwiła włosy, a potem wystawiła głowę na zewnątrz. - Co jest, Shep? - zawołała. Ross usłyszał zgrzyt buciorów na żwirze. Pot nieprzyjemnie oblepiał mu czaszkę i spływał po karku. Żałował, że nie ma na tylnym siedzeniu dubeltówki. Rozwaliłby Marsona, tak żeby poszedł wraz ze swoją odznaką i pyszałkowatym, prawym zachowaniem, do samego diabła. Niech to szlag! Nie może myśleć w ten sposób. W głowie wzbierał mu stłumiony ryk, dłonie zaczęły się pocić i swędzieć. Trzymaj się. Rozegraj to na spokojnie. Mimo zaciśniętych zębów zdołał się zaciągnąć papierosem. Przez twarz Mary Beth przemknął cień. Ross skupił wzrok na otwartym oknie po stronie kierowcy. Widział tylko mundur - czyjś tors zakryty wydaną przez okręg, podniszczoną i poplamioną koszulą. - Wiesz, że wygasło ci ubezpieczenie? - huknął Shep, tak że Ross go usłyszał mimo ciągłego szumu w uszach. Zastępca szeryfa nachylił się tak mocno, że okno obramowywało jego twarz, a rondo kapelusza prawie ocierało się o policzek Mary Beth. http://www.blacha-trapezowa.info.pl/media/ Nic jej ju¿ nie pomo¿e. Jesli nie zdoła wejsc do komputera, on sie wscieknie i... i... o Bo¿e, nie mogła nawet myslec o tym, co mo¿e wtedy spotkac Jamesa. Winda zjechała na dół, drzwi sie otworzyły i Monty wepchnał ja do srodka. James marudził głosno, co wprawiało Monty'ego w coraz wieksza irytacje. - Zamknij sie - warknał do dziecka. - Jest zmeczony. - Co za pech. Ucisz go. - Wiec mi go oddaj. - Wyciagneła rece, ale Monty brutalnie ja odepchnał, ¿e uderzyła w przeciwległa sciane windy, po czym trzasnał tłumikiem w podłoge. - Ani sie wa¿.

które słyszała ostatnio, ¿adna jednak nie umo¿liwiła jej dostepu do plików Aleksa. Zegar w holu wybił druga. Kiedy Alex ma zamiar wrócic? Dopiero jutro? Spróbowała otworzyc biurko, ale szuflady były zamkniete. Oczywiscie. - Do diabła z rym... - powiedziała na głos i wyjeła z kieszeni klucze Eugenii. Na kółku wisiały trzy małe kluczyki. Sprawdź Zwolnił przed zakretem. - Wiec lepiej zostawmy to, przynajmniej na razie. - Poklepał ja po kolanie. -Chyba ¿e naprawde chcesz mnie doprowadzic do szału. - Nie miałam takiego zamiaru. - Odsuneła sie troche. Dobrze. Nie mogła sobie wyobrazic, ¿e idzie z nim do łó¿ka, ¿e sie całuja, a potem... nie chciała nawet o tym myslec. - ¯adne z nas nie jest jeszcze na to gotowe. - Mocniej zacisnał palce na kierownicy. - Porozmawiamy o tym, kiedy przyjdzie czas. Kto wie? Zdarzały sie jeszcze dziwniejsze rzeczy. Marla nie nalegała. Nie mogła. Nie czuła ani cienia po¿adania do tego człowieka, który był jej me¿em. Dlaczego - tego nie rozumiała. Przystojny, wysportowany