bezmyślność. Brian miał prawo się denerwować. Poszukiwacze nie byli zabijakami, nie wdawali się w strzelaniny. Ludzie z podstawowego zespołu przeszli trening posługiwania się bronią palną, żeby móc obronić się w razie potrzeby, ale to było wszystko. Brian, były wojskowy, miał z nich wszystkich najwięcej doświadczenia w tej materii. Ale tu chodziło o Justina, dlatego straciła głowę i instynkt samozachowawczy Musi wziąć się w garść, martwa nic już nie zrobi i nie pomoże synkowi. Wreszcie udało się Milli zasnąć i przyśnił się jej Justin. To był ten sam sen, który miewała często przez pierwsze lata po porwaniu. Realistyczny aż do bólu. Karmiła piersią swoje dziecko, kołysząc się miarowo razem z nim, czuła jego ciężar, ciepło i słodki niemowlęcy zapach. Dotknęła dłonią jego jasnych miękkich włosków, pogładziła palcem aksamit różowego policzka. Czuła wilgoć małych usteczek wokół sutka, czuła, jak płynie mleko. Czuła cudowny, mistyczny wręcz spokój. Obudziła się z płaczem, jak zwykle. I jak na złość nie mogła potem zasnąć mimo dojmującego fizycznego zmęczenia. Po półgodzinie poddała się i zwlokła z łóżka, by zrobić sobie kawy http://www.blatygranitowe.org.pl oczy! an43 106 - Zero nerwów? - Milla przełknęła ślinę i też przysiadła na krześle. - Akurat. Tak mnie trzęsło, że musiałam usiąść. Bałam się, że nie ustoję. - Jakoś nie zauważyłam. Myślałam, że on zabije nas obie. Ten jego wzrok... Czułam się, jakbym patrzyła na własną śmierć. - Ale ostatecznie przeżyłyśmy. Co więcej, dzięki niemu mam informację, której szukałam od dziesięciu lat - Milla przymknęła oczy. - Arturo Pavón. Mam nazwisko. Nareszcie mam nazwisko! Czy ty wiesz, co to znaczy?
47 Nie mogła oddychać. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i desperacko spróbowała nabrać powietrza. Ręka ściskająca jej gardło poluzowała uchwyt, minimalnie, ale wystarczająco dla zaczerpnięcia oddechu. Sprawdź Drugi raz, by uprzedzić, że trochę tu zabawimy. Zauważyła, że zupełnie zignorował jej pytanie o rozmowę z Joann. - Czas do domu - powiedziała. Diaz podrapał się po karku. - Jeszcze nie. - Właśnie, że tak! - ku własnemu zaskoczeniu rozpłakała się. - Szlag...! - jęknęła i pobiegła do sypialni. Udało się jej nie płakać już przez kilka dni, nawet na myśl o Justinie, czemu więc miała ryczeć teraz, z takiego powodu? Absolutny brak konsekwencji. To tylko dowodziło, że Diaz ma rację. A ona nie chciała, żeby znów miał rację. Chciała mieć coś do roboty, wrócić do ustalonego planu dnia, musieć myśleć o czymś innym niż własne nieszczęście. Czy naprawdę chciała już lecieć do domu, ryzykując kompletne