jest ów wymyślony przez nią torys.

- Nie doceniasz swojej roli. Zaskoczony, przechylił głowę i spojrzał na nią uważnie. Znowu dostrzegł w jej spojrzeniu to, czego nie potrafił nazwać. - To nie tak - rzekł po chwili. - Nie lekceważę swoich obowiązków. Ojciec wychowywał nas w taki sposób, abyśmy rozumieli, że tytuły i zaszczyty nie są nam dane ot tak, po prostu. Musieliśmy na nie zasłużyć. - Pociągnął ją lekko w swoją stronę, by rozbryzgująca się fala nie zmoczyła dołu jej spódnicy. - Dziękuję Bogu, że nie będę rządził. Modlę się, żeby tym razem Alice urodziła syna. Ponieważ nie jestem następcą tronu, nie muszę traktować siebie z absolutną powagą. Ale to nie znaczy, że nie traktuję poważnie Cordiny i obowiązków. - Wiem. Nie miałam zamiaru cię krytykować. - Rozumiem. Chciałem ci tylko powiedzieć, że poza moimi oficjalnymi obowiązkami wypełniam jeszcze jedną rolę. Jestem człowiekiem, o którym ludzie mogą sobie pogadać przy butelce wina. Opinia playboya ciągnie się za mną od czasów wczesnej młodości. - Z szelmowskim uśmiechem odsunął z jej czoła kosmyk włosów. - Nie mówię, że jest całkiem bezpodstawna. - Zajmuję się literaturą, a nie plotkami - zauważyła twardo, ruszając z miejsca. - One też są potrzebne. Zaskoczony jej reakcją, chwycił ją za ramię i nie pozwolił odejść. - Chyba sprawiają ci przyjemność. - To nieprawda! - Wzrok mu spochmurniał, gdy ponad jej głową spojrzał na odległy horyzont. - Po prostu przyzwyczaiłem się do nich. Kiedy ma się dwadzieścia lat, trudno zawsze i wszędzie zachowywać się poprawnie. W moim przypadku wystarczyło, że trochę dłużej przyjrzałem się jakiejś kobiecie, a już pisały o tym wszystkie brukowce. I zamieszczały zdjęcia. Nie wypieram się, lubię kobiety. - Uśmiechnął się, wracając do niej spojrzeniem. - A ponieważ nigdy nie chciałem tego zmieniać, pogodziłem się z tym, że moje życie prywatne jest przedmiotem ogólnego zainteresowania. Jeśli grzeszyłem, to jedynie brakiem dyskrecji. - Albo liczbą przyjaciółek. Przez moment wahał się, a potem odchylił głowę i roześmiał się na całe gardło. - Oj, Bello, prawdziwy z ciebie skarb. Widzę, że jednak nie ślęczałaś wyłącznie nad poezją. - Nie przeczę, zdarzyło mi się przeczytać parę gazet. Coraz bardziej rozbawiony, chwycił ją wpół i obrócił kilka razy. Kiedy postawił ją z powrotem na ciepłym piasku, oczy mu błyszczały. - Uwielbiam, gdy jednym zdaniem osadzasz mnie w miejscu. - Obawiam się, że źle odczytałeś moje intencje. - Akurat! Nawet nie wiesz, jaką sprawiasz mi tym przyjemność. Wyraz frustracji w jej oczach nie był elementem roli, którą przed nim odgrywała. Nie przyjechała do Cordiny po to, by sprawiać mu przyjemność. Jej zadaniem była obserwacja, umacnianie własnej pozycji i realizacja planu, którego przygotowanie zajęło długie lata. Skromna lady Isabella nigdy dotąd nie wzbudziła zainteresowania żadnego mężczyzny, więc to, co działo się teraz, było dla niej niemałym kłopotem. Chciała szybko wybrnąć z trudnej sytuacji, ale Edward nie miał zamiaru jej w tym pomagać. http://www.bolglowy.com.pl - Ma to coś wspólnego z moim drugim imieniem. - Uśmiechnęła się lekko. - Które brzmi... - Zgadnij jak. - Nie chcę. - Pomogę ci, zaczyna się na „A”. - Anne? Pokręciła głową. - Alice? Arabella? Agnes? Agatha? - Właściwie to nie jest imię. - Ach... może Azalia? - Nie, coś bardziej... geograficznego. - Ameryka? Afryka? - Ciepło, ciepło. To ten kontynent. Ale zgadywanie potrwa całą noc, jeśli ci nie pomogę. Mój ojciec służył we flocie...

Emmett będzie wściekły. Bella uśmiechnęła się do siebie i mocniej chwyciła za brzeg siedzenia, gdyż nabierająca prędkości łódź zakołysała się gwałtownie. A więc Blaque wcale nie rezyduje w willi blisko pałacu. Przyczaił się na morzu. Tam rzeczywiście nie będzie miała żadnego wsparcia. Nie martwiło jej to. Zawsze wolała działać na własną rękę. Instynkt podpowiadał jej, że tego wieczoru na pewno go spotka. Wciągnęła powietrze głęboko do płuc. Musi być bardzo spokojna. W takich sytuacjach nerwy są bardzo złym doradcą. Zamyślona popatrzyła na białą smugę piany, która znaczyła ich szlak. Wieczorny rejs po Morzu Śródziemnym jest bardzo przyjemny. Zwłaszcza że z każdą chwilą przybliża ją do celu, do którego zmierzała od dwóch lat. Czuła narastające podniecenie, ale nie strach. Zresztą i tak musiałaby nad nim zapanować. Lęk paraliżował, a ona musi mieć jasny umysł i sprawne ruchy. Nie popełni żadnego błędu. Nie może. Długo i mozolnie wspinała się coraz wyżej w organizacji, cały czas polegając na własnych umiejętnościach. Dzięki cichemu wsparciu międzynarodowej organizacji bezpieczeństwa pomogła ubić kilka świetnych interesów związanych z handlem bronią, diamentami i narkotykami. Cel uświęca środki. Najtrudniejszym zadaniem okazało się wyeliminowanie z gry Bouffe'a, prawej ręki Blaque'a. Wiele wysiłku i czasu strawiła na to, by niezwykle skuteczny i oddany adiutant wyszedł na pozbawionego kompetencji nieudacznika. Bella sporo ryzykowała, ale dzięki sprytnym machinacjom zepsuła kilka akcji, za które odpowiedzialny był Bouffe. Najbardziej spektakularnym wyczynem było pokrzyżowanie planów związanych ze sprzedażą broni dla wyjątkowo agresywnej grupy terrorystów. Kiedy wyglądało na to, że Bouffe zawalił sprawę, Bella wkroczyła do akcji. Terroryści dostali broń, a konto Blaque'a wzbogaciło się okrągłą sumką pięciu milionów franków. Bella miała nadzieję stać się wkrótce ich szczęśliwą posiadaczką. Motorówka szybko płynęła w stronę smukłego, białego jachtu kołyszącego się na lekkiej fali. Gdy byli blisko, mężczyzna wysłał kilka sygnałów latarką. Z pokładu odpowiedziano mu tym samym. Silnik ucichł i niesiona siłą rozpędu łódź stuknęła po chwili o wysoką burtę. Gładki metal drabinki przyjemnie chłodził dłonie. Bella wiedziała, że musi być taka sama jak owa stal: zimna i twarda. Bez chwili wahania, nie oglądając się za siebie, weszła na pokład, gdzie czekało nieznane. - Lady Isabella. - Wysoki mężczyzna o ciemnej skórze czekał na nią oparty o reling. Sprawdź jasna, wybrał jedną ze swoich najmocniejszych kart. Otworzył grę asem pik. Alec posłał mu dyskretny uśmiech. Tallant także wyszedł w piki, bez wątpienia dlatego, że potem zamierzał wszystko przebić królem. Ale Alec nie miał już wyboru, musiał zagrać atutem, kierami. Hm, wkalkulowane ryzyko. Chcąc wykorzystać to, że Kurkow przedtem wyszedł w piki, zagrał najniższą kartą kier, jaką dysponował. Dwójką. Kurkow wyraźnie się zirytował. Zdobył się na wymuszony uśmiech i rzucił na stół dziewiątkę pik. Teraz miał wyjść Alec. Nadszedł czas, żeby pokazać, kto tu jest mistrzem. Spojrzał na partnerów. As kier. Drax uniósł jasne brwi. W jego bladoniebieskich oczach pojawiło się rozbawienie. Alec miał pogodną minę.