– Niekoniecznie – odpowiedział agent. On też zauważył rowerzystę. W tej samej chwili zza rogu wyłonił się Chuckie. Niósł tekturowe pudełko z czterema kubkami kawy. – To był pierwszy pobyt Melissy poza domem? – Tak – potwierdził Luke. – Więc wszystko jasne. – Może za bardzo komplikujemy sprawę – zastanawiała się na głos Rainie, przesuwając się na tylnym siedzeniu, żeby zyskać lepszy widok. – Pan Avalon ma motyw. Pan Avalon ma pieniądze. Tak się składa, że jego córka zginęła od pojedynczego strzału w głowę... – Zabójstwo na zlecenie – dokończył za nią Quincy. – A jeśli to nie miała być szkolna strzelanina? A jeśli zwerbowano Danny’ego dla zmylenia policji. Żeby stworzyć pozory, że nie chodziło o Melissę Avalon. Tylko że... – Tylko że Danny przez przypadek zabił dwie dziewczynki – dodał cierpko Luke. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś więcej, ale rzucił tylko: – Cholera. Rowerzysta był już przed domem Shepa. Zwolnił. Zmienił pozycję. Plecak zsunął się... Luke sięgnął do klamki w chwili, gdy Rainie próbowała wydostać się od swojej strony. Poniewczasie zdała sobie sprawę, że drzwiczki się zablokowały. Byli teraz z Quincym uwięzieni z tyłu policyjnego wozu. Chuckie zauważył, co się dzieje, i upuścił kawę. Rainie dostrzegła, jak sięga po broń. – Nie! – wrzasnęła, bezsilnie waląc ręką w pancerną szybę. – Cholera, Chuckie, nie! Chłopak zauważył nadbiegającego Luke’a. Odwrócił się i zobaczył, że Chuckie sięga do http://www.bt-foto.pl opuszczone aż na twarz i zszyte bokami, na znak pełnego odcięcia od marności świata. Dla oczu w tym spiczastym kołpaku wycinano dwie dziurki. Jeśli pątnicy, modlący się na kananejskim brzegu, dostrzegali na wysepce któregoś ze świętych starców (zdarzało się to bardzo rzadko i uchodziło za szczególnie szczęśliwy traf), to mieli przed sobą coś w rodzaju czarnego wora, wolno poruszającego się pośród omszałych głazów – jakby to wcale nie był człowiek, lecz bezcielesny cień. A teraz, kiedy opowiedzieliśmy i o Nowym Araracie, i o pustelni, i o świętym Wasilisku, czas wrócić do archiwum sądowego, gdzie władyka Mitrofaniusz już zaczął przesłuchiwać nowoararackiego czerńca Antipę. * * * – Że z pustelnią coś jest nie w porządku, nasi dawno już mówią. – Tak zaczął swoją niewiarygodną opowieść brat Antipa, uspokoiwszy się nieco pod wpływem otrzymanych policzków i herbaty. – W samo Przemienienie, tuż przed nocą, wyszedł Agapiusz, nowicjusz,
w stronę drzwi. – Stój! W maleńkim pokoju głos Quincy’ego zabrzmiał zaskakująco głośno. Rainie zamarła. – Usiądź, proszę – powiedział już ciszej. – Nie. – Nacisnęła klamkę. – Siadaj, do cholery! Sprawdź życzyli sobie – odesłali go do monasteru, przez co wygnaniec upadł na duchu i wkrótce umarł, więcej ani razu nie otworzywszy ust, ale czy dopuszczono go przed jasne oczy Pana, czy też przebywa wśród dusz potępionych – nie wiadomo. Co jeszcze powiedzieć o mieszkańcach pustelni? Chodzili w czarnym stroju, który był czymś w rodzaju grubo tkanego worka przepasanego sznurem. Kaptury nosili wąskie, opuszczone aż na twarz i zszyte bokami, na znak pełnego odcięcia od marności świata. Dla oczu w tym spiczastym kołpaku wycinano dwie dziurki. Jeśli pątnicy, modlący się na kananejskim brzegu, dostrzegali na wysepce któregoś ze świętych starców (zdarzało się to bardzo rzadko i uchodziło za szczególnie szczęśliwy traf), to mieli przed sobą coś w rodzaju czarnego wora, wolno poruszającego się pośród omszałych głazów – jakby to wcale nie był człowiek, lecz bezcielesny cień. A teraz, kiedy opowiedzieliśmy i o Nowym Araracie, i o pustelni, i o świętym Wasilisku, czas wrócić do archiwum sądowego, gdzie władyka Mitrofaniusz już zaczął przesłuchiwać