na nia wzrok znad okularów.

3 Marson zatrzymał wóz przed starą szopą z narzędziami i zgasił silnik. Nevada poczuł, że sztywnieje mu kark - zawsze tak reagował na widok przedstawiciela prawa. Kiedyś sam się do nich zaliczał, teraz był wyrzutkiem. Shep wygramolił się zza kierownicy. Był zwalistym mężczyzną, z dolnej wargi zawsze zwisała mu prymka tytoniu. Przeszedł powolnym krokiem obok maski swojego upstrzonego owadami wozu. Miał buty z wężowej skóry, wytarte dżinsy opięte na brzuchu i koszulę w stylu western. Ruszył zakurzoną ścieżką w stronę domku. Z grubych palców zwisały mu dwie półlitrowe puszki coorsa, w plastikowej folii z sześciopaku. - Smith. - Splunął strużką czarnego soku i doszedł do bramy. - Masz chwilkę? - Zależy. - Od czego? - To jakaś oficjalna sprawa? - Nie. - Shep otarł usta wierzchem wolnej dłoni. Piegowatą skórę nad jego górną wargą pokrywał meszek. - Ot, beztroska pogawędka dwóch kumpli. Nevada nie wierzył mu ani trochę. Nigdy się nie przyjaźnił z Shepem, nawet w czasach, gdy grali w jednej drużynie. Obaj o tym wiedzieli. Ale trzymał język za zębami. Marson przyjechał tutaj nie bez powodu. To musiało być coś poważnego. Shep wyszarpnął puszkę z uchwytu i rzucił ją Nevadzie, a on złapał ją w locie. - Co za cholerny upał - burknął Shep. Otworzył puszkę i słuchał krzepiącego syku powietrza. Kiwnął głową, uniósł puszkę i pociągnął duży łyk. http://www.cars-blogi.com.pl wjechał na parking. Marla wyskoczyła z samochodu, zanim zda¿ył zamknac drzwiczki i schowac kluczyki do kieszeni. W miare jak zbli¿ali sie do budynku koscioła, Marla odczuwała coraz wieksza pewnosc, ¿e ju¿ była w tym miejscu, choc nie było to za dnia i nie spiewała tu hymnów ani nie słuchała kazan 329 wielebnego. Nie. Wizja, która pojawiła sie w jej umysle, była mglista i mroczna. Marla miała niejasne wra¿enie, ¿e wtedy przybyła tu, ¿eby sie z kims spotkac. Nick prawie deptał jej po pietach, wbiegła wiec po kilku szerokich stopniach. Nick pierwszy siegnał do klamki, chcac otworzyc przed nia drzwi. Były zamkniete na klucz. - Cholera - zaklał Nick.

wyblakłych piwnych oczach, bez grama tłuszczu na drobnym ciele. Zawsze zbyt mocno opalona, przesadzała z makija¿em. Kiedy byli dziecmi, łaziła za nim jak pies. Wtedy, zanim ich drogi sie rozeszły, zanim oboje wpadli w swoje własne, odrebne kłopoty, nawet ja lubił. Ale stare, dobre czasy mineły i nigdy nie wróca. Sprawdź piwa z barku, właczył laptopa i sprawdził poczte. Jest. Raport Walta Haagi, w całosci. Swietnie. Nick wprawdzie nienawidził udogodnien ery elektronicznej i nieraz przysiegał, ¿e ju¿ nigdy wiecej nie skorzysta z Internetu, ale teraz, w San Francisco, był od niego uzale¿niony. Czekajac, a¿ informacje Walta załaduja sie na jego dysk, otworzył puszke piwa i wyjrzał przez okno. Co sobie własciwie wyobra¿ał dzis w ogrodzie, kiedy zobaczył Marle siedzaca na hustawce, kołyszaca sie lekko w wilgotnej, przenikajacej wszystko mgle? Nie powinien spotykac sie z nia sam na sam, nie powinien jej dotykac ani dopuszczac do siebie mysli o tym, ¿e mógłby ja pocałowac. Ale zrobił to wszystko. A teraz pamiec podsuwała mu kolorowe, ¿ywe obrazy z przeszłosci. Rdzawe włosy opadajace