małŜeństwem. śadne z nas nie umiało okazać uczuć, jakie do siebie Ŝywiliśmy.

Czy chciała spać w łóżku Scotta Galbraitha? Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiała. Jego łóżko pojawiało się co prawda w jej snach, ale to, co na nim robili, miało niewiele wspólnego ze spaniem! Późnym popołudniem Scott zaparkował samochód na parkingu przed cmentarzem miejskim. Od trzech tygodni mieszkał R S w Summerhill, ale z dnia na dzień odkładał tę wizytę. Nie był jeszcze gotów stawić czoło wspomnieniom, które zawładną niewątpliwie jego sercem, gdy tylko stanie nad grobem przybranego brata. Niemniej jednak sumienie nie pozwalało mu zwlekać dłużej. Wystarczy, że nieraz zawiódł Chada za życia... Nie uszło jego uwadze, że większość grobów jest zapuszczona, a trawa pożółkła i sucha. Dozorca zamiatał liście w głównej alejce. Gdy chowali Chada, było równie parno jak dzisiaj. Nawet najmniejszy podmuch wiatru nie targał siwych włosów ojca, czarnej woalki szlochającej macochy ani czarnego kapelusza Genevieve. Scott bez trudu odnalazł mogiłę Chada. Ogarnęły go tak silne emocje, że dopiero po dłuższej chwili zauważył, jak zadbany http://www.centrumrozwojumozgu.pl/media/ - Jak ci chyba wiadomo - ciągnął, Alli zaś obserwowała, z jakim trudem zdobywa się na tę relację - pani Tucker, opiekująca się dotąd dzieckiem, wyjechała na Florydę, by zająć się starymi rodzicami. Miną zapewne miesiące, zanim tu powróci, jeśli w ogóle będzie mogła to zrobić. Do tej pory nie udało mi się znaleźć odpowiedzialnej i kompetentnej opiekunki. Wczoraj miarka się przebrała - wpadłem niespodziewanie do domu i zastałem opiekunkę oglądającą jakiś serial, podczas gdy raczkująca Erika była juŜ w patio, parę metrów od basenu. A tyle razy powtarzałem tej kobiecie, by zamykała drzwi do patio, ale widocznie ma kłopoty z pamięcią. Alli wolała nie myśleć, co mogłoby się stać, gdyby Erika wpadła do basenu, ale wiedziała, Ŝe Mark nie miał w tej kwestii wielkiego wyboru. - Musisz ją zwolnić - oświadczyła stanowczo Alli. Nie wyobraŜała sobie bardziej bezmyślnej opiekunki. - Oczywiście - rzekł.

Matcie i Candice. Chyba oni byliby z tego zadowoleni. - A nasze przyszłe dzieci? Ja chcę mieć dzieci, a ty nie. - Chcę mieć z tobą dzieci. Tyle, ile zechcesz. Chcę być ojcem, kochającym ojcem, który codziennie będzie im okazywał swą miłość. Alli zacisnęła powieki, Ŝeby cofnąć łzy, jakie napłynęły jej do oczu. Marzenie jej się spełniało. Dotknęła jego policzka. Sprawdź - Och! Mężczyzna otworzył oczy i przyłapał ją na tych oględzi¬nach. Zakłopotana, szybko spuściła oczy, jednak niefortunny jeździec, w przeciwieństwie do niej, bynajmniej nie miał takich skrupułów i otwarcie taksował ją wzrokiem. Clemency czuła, jak błądzi spojrzeniem po jej twarzy, wzdłuż szyi, aż zawisł oczami na piersiach. Policzki dziewczyny spłonęły ogniem. - A więc nawet anioły się rumienią? - Wydawał się rozbawiony. - Pan... patrzy na mnie - zdołała wykrztusić. Jakaś część jej duszy pytała, czemu od razu się nie oddaliła, dlaczego mu pozwala na tak niedżentelmeńskie zachowanie. - Jesteś bardzo piękna. Masz cudowne bladozłote włosy, oczy jak bławatki, a twoja figura... - zaśmiał się. - O, nie! To ciało nie może należeć do anioła, to kształty kobiety z krwi i kości, w dodatku szalenie pociągającej! - Ależ, mój panie! - Tym razem wzburzona Clemency usiłowała wstać, lecz mężczyzna błyskawicznie przytrzymał ją jedną ręką, drugą zaś przysunął do głowy dziewczyny i delikatnie, ale stanowczo przyciągnął do siebie. - Nn...nie! - wyjąkała, jednak za późno. Pocałował ją, początkowo dość powściągliwie, ledwie muskając ustami, potem, westchnąwszy, coraz mocniej. Clemency poczuła zawrót głowy. Uświadomiła sobie, że tak naprawdę nigdy jeszcze się nie całowała, bo przecież trudno określić tym mianem niezdarne przytulanie przez pracowników jej ojca w czasie świąt czy też ojcowskie cmoknięcia w czoło nie ogolonego staruszka, pana Dodderidge’a. A teraz ten obcy człowiek, bez chwili zastanowie¬nia, tak chłodno i zdecydowanie, odszukał jej usta i skosz¬tował ich smaku. Co więcej, najwyraźniej oczekiwał od¬powiedzi, a Clemency mimowolnie założyła mu ręce na szyję. Jej serce zaczęło bić przyspieszonym rytmem. Nieznajomy wyjął z jej włosów parę grzebieni z masy perłowej i przesuwał palcami po jedwabistych lokach. - Takie miękkie i słodkie - mruknął, nie przestając jej całować. Nagle w oddali rozległ się tętent końskich kopyt i głośne okrzyki jeźdźców. Clemency gwałtownie wyrwała się z objęć nieznajomego, a potem drżącymi palcami podniosła grzebyki i wpięła je we włosy. Wstała i z rumieńcem na twarzy oparła się niezgrabnie o furtkę. Wkrótce nadjechały wierzchem dwie osoby - mężczyzna i kobieta. Jeździec zeskoczył z konia i krzyknął do rannego: - Truskawka wróciła bez ciebie, co się stało?