wszystkich innych już wyszedłem.

Lane, posadziła ją przy stoliku przy oknie z książeczką i nie spuszczając oka z małej, zaczęła przeglądać porozkładane ulotki. Nie pytała o nic, nie mogłaby tak po prostu podejść i zapytać o schroniska dla osób w jej sytuacji. Wzięła kilka numerów linii kryzysowych do budki telefonicznej kilka ulic dalej i porozmawiała z miłą, rozsądną kobietą, podczas gdy Irina usadowiła się między jej nogami. Ale kiedy kobieta zaczęła opowiadać o pomocy prawnej, bezpiecznych miejscach i nakazach sądowych, Joanne zrozumiała, że to nie dla nich. Przecież ona sama jest przestępczynią. Sprowadziła dziewczynkę do kraju w nielegalny sposób, pomagała mężowi i podżegała go do wpłacenia pieniędzy za dziecko. Nic nie może się równać z tym, że stała z boku, kiedy bił i kopał Irinę. Nie ma dla niej kryjówki. Wszystko to tylko mrzonki. Nie ma nadziei. 19 http://www.chili-pizza.com.pl Dziesięć po dziesiątej Joanne zamilkła. - Mamusiu, jeszcze poczytaj! - Za chwilę, kochanie. - Teraz! Joannę podniosła się z sofy i położyła Irinie książeczkę na kolanach. - Obejrzyj sobie obrazki, skarbie. Mamusia zaraz przyjdzie. Na parkingu w Dagenham Novak sprawdzał właśnie sygnał na komórce, kiedy telefon zadzwonił. - Mike Novak. - Tu Joanne Patston. - Tak, Joanne? - Nawet na odległość wyczuwał

- powiedziała, choć wiedziała doskonale, że stosunki między ojcem a synem, delikatnie mówiąc, nie układały się najlepiej. Spojrzenie Cosmo Kristallisa powiedziało jej, że wyrazy współczucia istotnie były nie na miejscu. - Dla mnie mój syn nie żyje od wielu lat - prychnął. Sprawdź - Kilka lata temu go ścieli, bo wysechł, przegnił i groził upadkiem na spragnionych oraz zapchaniem krynicy. Przez pewien czas nad źródłem wznosił się pamiątkowy pień, lecz niektórzy niebłogosławieni pielgrzymi zaczęli pisać na nim sprośne słowa i do tego go wykarczowali. Ku mojemu, mmm, ogromnemu ubolewaniu. W czasie słonecznego żaru tak przyjemnie było posiedzieć na gałęziach, popić wody, poczytać, coś dodać... - A w Witiagskim zamku często bywasz? - niewinnie zainteresowała się Orsana. - Pary raz zaglądałem tam z przyjaciółmi, nic szczególnego. Dlaczego się śmiejecie? - zmieszał się wampir. - Tak, coś przypomniałyśmy sobie... Po kolei napiliśmy się i napełniliśmy manierki w niegłębokiej, utwardzonej przez kamienie jamie, od której wił się maleńki strumyczek. Woda okazała się chłodna, że aż paraliżowało szczękę. Również z lekka pachniała zgniłymi jajkami, lecz Rolar zapewniał, że należy potrzymać odkorkowane manierki kilka minut, i zapach odejdzie bez śladu. Postój zdecydowaliśmy urządzić w tym samym miejscu, na polance obok źródła, wśród łąki traw z kwitnącym zielem. Zainteresowana rozwinęłam mapę i zauważyłam, że źródło figuruje na niej jako “zdobywcza rozkosz” oraz, że obok niego jest osiedle pod nazwą Zdobycz padnięta. Widocznie tam dajn upił się. - Wy rozpalcie ognisko i przygotujcie obiad, a ja pójdę na obchód - zdecydował wampir. -- Dowiem się co i jak . Rolar odczepił od siodła torbę z prowiantem i rzucił Orsanie. - Tam jest chleb, ziemniaki i kilka śledzi, trzeba tylko je wyczyścić. Wolha, pójdziesz po chrust? - Nie ma sprawy. - A tobie nie będzie ciężko sęki ciągać? - z nagłą troską zainteresowała się najemnica. – Jeśli chcesz to ja pójdę do lasu, a ty zajmij się gotowaniem. - Głupstwo, my nie będziemy dzika piec. Dosyć będzie i jednego naręcza, które już i doniosę. Prócz tego, bardzo chciałam rozprostować nogi. Byłam za leniwa by zbierać chrust po gałązce i zawędrowałam dość daleko, zanim zobaczyłam przewróconą sosenkę, cienką, lecz długą i suchą. Ciągnąć trzeba było tyłem do przodu, chwyciwszy za konar obiema rękami i co chwila oglądając się przez ramię. Niby lekko, ale wredne drzewko uparcie czepiało się wszystkiego, co dotknęło pnia, gałęzi lub korzeni, nie pragnąc pomóc mi w przygotowaniu obiadu. Prostując plecy po trzeciej próbie ciągnięcia drzewa, ze zdziwieniem zobaczyłam, że ono zrobiło się mniejsze. Halucynacje? Rozdrażniona obróciłam się i upuściłam sosenkę prawie piszcząc - przede mną stał wysoki brodaty chłop w ciemnym ubraniu, z ogromną siekierą w rękach. Nieznajomy milcząco świdrował mnie spojrzeniem, a siekierę elokwentnie głaskał. - Dzień dobry - zacinając się, wymamrotałam. - Jakieś problemy?