- Do widzenia.

- Dobrze, że cię widzę - powiedział szef. - Chciałem z tym poczekać do poniedziałku, ale skoro tu jesteś... - Co mogę dla ciebie zrobić? - spytał Matthew, wstając. - Bądź u mnie o dziesiątej. Po kolejnej próbie dodzwonienia się do Sylwii Izabela postanowiła rozmówić się z Flic. Odnalazła ją w kuchni, gdzie przy otwartych drzwiach do ogrodu dziewczyna szczotkowała psa. - Twoja babcia wciąż nie odbiera telefonu. - Pewnie poszła do fryzjera. - Trochę na to za wcześnie - zauważyła Izabela. - Dziś robi pasemka, to zajmuje więcej czasu. - Flic przestała czesać Kahlego, który natychmiast zaskamlał i trącił ją łapą, upominając się o dalszy ciąg. - Zastanawiałaś się nad policją? 240 - Zdaje się, że miałyśmy poczekać na babcię. - Rzeczywiście. - Tak będzie lepiej... - Izabela milczała przez chwilę. - Włączałaś wczoraj wieczorem zmywarkę? Albo dziś rano? - Nie, bo co? Nie działa? - Działa, działa. http://www.dentalweb.pl/media/ co przedstawia. Nie ma sprawy. Shey odwróciła się do niego i odpowiedziała ostro: - Nie wydaje mi się. Na jej twarzy pojawił się jednak cień uśmiechu. Tanner odetchnął lżej. - Proszę cię - nalegał. - Myślałam, że książęta nie proszą, a wydają rozkazy. - Książę nie tylko potrafi czasem poprosić, ale umie też przeprosić. Jak na przykład ja teraz. Przepraszam cię, posunąłem się za daleko. Jeździsz motorem, masz tatuaż, którego nie chcesz pokazać, ale te dwie rzeczy to nie wszystko, co mogę o tobie powiedzieć. - A co jeszcze możesz powiedzieć? - zapytała Shey.

Zuzannę. - A kim ty, do diabła, jesteś, że mi rozkazujesz? Wprowadzasz się tu nagle, jakbyś należała do rodziny! - Poproszono mnie o to. - On cię poprosił! A ty nie omieszkałaś skorzystać. Zuzanna poczuła gwałtowną chęć ucieczki, ale ją opanowała. Przez pamięć o Karo. Sprawdź - Jak się nazywasz? - zapytał despotycznym tonem. - Jodie. Jodie Oliver. A ty jak się nazywasz? - zapytała zdecydowana nie dać się zdominować. Po raz pierwszy odkąd wysiadł z samochodu, zawahał się na moment, zanim odpowiedział: - Lorenzo. - Wspaniały? - zażartowała Jodie i zarumieniła się natychmiast pod jego spojrzeniem. Il Magnifico, czyli Wspaniały, tak właśnie żartobliwie nazywał go Gino, przypisując jego sukcesy temu, że nosił imię jednego z najsławniejszych władców z rodu Medyceuszy. - Znasz historię rodu Medyceuszy? - zapytał. - Trochę - odpowiedziała obojętnie, nie chcąc już więcej dyskutować z nieznajomym. Czuła się zmęczona. - Muszę się skontaktować z firmą, w której wynajęłam samochód, ale moja komórka nie działa. Czy mógłbyś...? - Z pewnością jechał do miasteczka, przez które przejeżdżała. Nie było innej możliwości. Gdyby ją tam zabrał, może znalazłaby pokój i telefon. - Czy mógłbym co? - spytał. - Pomóc ci? Oczywiście. - Już westchnęła z ulgą, kiedy usłyszała: - Pod warunkiem, że i ty mi pomożesz. - Pomóc tobie? - powtórzyła z rezerwą. - Tak. Potrzebuję żony.