Lucien czekał na panie Delacroix w holu.

- Wiem. Musisz iść. - Opowiem jej o tobie. Zapytam, czy nie mogłabyś na razie zostać z nami. Obiecuję ci, że o tym porozmawiam. - Ujął jej twarz w dłonie. - A ty zostań tutaj, jutro przyjdę po ciebie, masz na to moje słowo. Nachylił się i pocałował przerażoną Tinę w usta. Po chwili odsunął się, równie zdziwiony jak ona tym, co przed chwilą zrobił. Spojrzał jej w oczy, po czym pocałował jeszcze raz, tym razem mocno, głęboko. Tina zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym ciałem. - Nie idź, proszę. Nie zostawiaj mnie samej. Przez moment Santos gotów był ulec. Już się spóźnił, w domu czekała go awantura, jakiej jeszcze nie było. Właściwie nie miało znaczenia, czy wróci teraz, czy rano. W uszach słyszał jeszcze słowa matki: „Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym cię straciła.” Kiedy nie wróci, pewnie pomyśli, że stało się z nim coś strasznego. Być może już zawiadomiła policję albo krąży po ulicach i sama go szuka. - Nie mogę - szepnął. - Chciałbym, ale nie mogę. Pocałował ją jeszcze raz, uwolnił się z jej objęć, wstał. - Przyjdę jutro. Obiecuję, Tino. Wrócę na pewno. ROZDZIAŁ SZÓSTY Minął sklep z neonowym zegarem w witrynie. Blask jarzeniówek kładł się na chodniku upiornym żółtawo-zielonym światłem. Już po czwartej. Rany, matka naprawdę go zabije. Nie próbował przemykać zaułkami, lecz wybrał najprostszą, najkrótszą drogę do domu. Szedł szybko, chwilami biegł. Zwykle ludne ulice, o tej porze świeciły pustkami. Cały czas zastanawiał się, jak udobruchać matkę, jak ją przekonać, żeby Tina zatrzymała się u nich przynajmniej na kilka dni. Bał się, że rozwścieczona jego eskapadą, Lucia nie będzie chciała go słuchać. Przed oczami widział twarz dziewczyny, słyszał jej błagania, żeby nie zostawiał jej samej. Nerwowo zaciskał i rozkurczał palce. Powinien był zabrać ją ze sobą do domu, prośbą i groźbą zmusić matkę, by dała jej schronienie. Lucia Santos miała miękkie serce. Wystarczyłoby jedno spojrzenie w przerażone oczy Tiny, a na pewno by uległa. Zwolnił. Chciał wracać do starej szkoły, ale rozmyślił się po chwili. Prawie świtało. Tina powinna być bezpieczna w swojej kryjówce. Spróbuje najpierw ułagodzić matkę i rano pójdzie po dziewczynę. Skręcił z Dauphine Street w jakiś zaułek i po chwili był na Ursuline, dwie przecznice od domu. Dostrzegł w oddali trzy wozy policyjne i karetkę. Stały w pobliżu ich kamienicy. Zwolnił, zmrużył oczy. Nie w pobliżu, tylko dokładnie pod ich kamienicą. Pod jego domem. Rzucił się biegiem w tamtą stronę. Policja ogrodziła teren taśmą. Pomimo wczesnej godziny wokół zebrał się wianuszek gapiów. Dostrzegł wśród nich sąsiadkę z parteru. http://www.dentysta-krakow.net.pl — Mój Boże! Co za bezczelność! Niech pani się odwróci z łaski swojej i skinie mu ręką, aby sobie poszedł. — Z pewnością lepiej nie zwracać nań uwagi. — Nie, nie, bo stale będzie się tu włóczył. Proszę się łaskawie odwrócić i machnąć ręką, żeby sobie poszedł. Zrobiłam, jak mi kazano, a pani Rucastle w tej samej chwili opuściła zasłonę. Stało się to przed tygodniem, a od tego czasu ani razu nie siedziałam przy oknie, nie wkładałam błękitnej sukni i nie widziałam owego mężczyzny na drodze. — Proszę, niech pani mówi dalej — powiedział Holmes — pani opowieść zapowiada się bardzo interesująco. — Obawiam się, aby się panu nie wydała dńieco pozbawiona związku, i faktycznie owe drobne zdarzenia, o których będę mówiła, mogą nie mieć ze sobą nic wspólnego. Zaraz pierwszego dnia mego pobytu w Copper Beecheś pan Rucastle; zabrał mnie do małej przybudówki, znajdującej się w pobliżu kuchennych drzwi. Kiedy zbliżaliśmy się do niej usłyszałam brzęk łańcucha i szmer wskazujący na to, że się tam porusza jakieś wielkie zwierzę. — Proszę popatrzeć! — powiedział pan Rucastle, pokazując mi szparę pomiędzy dwiema deskami. — Czyż nie jest piękny? Zajrzałam tam i zobaczyłam dwoje płonących oczu i niewyraźny kształt, skulony w ciemności. — Niech się pani nie obawia — powiedział mój pracodawca ze śmiechem widząc, że się wzdrygnęłam. — To tylko Carlo, mój brytan. Uważam go za swoją własność, ale właściwie jedyną osobą, która może sobie z nim poradzić, jest mój stary służący Toller. Zwierzę jest karmione tylko raz dziennie, a i to dość skąpo, toteż jest zawsze ostre jak brzytwa. Toller go spuszcza na noc i Boże zmiłuj się nad tym rzezimieszkiem, w którym zatopi swe kły. Na litość Boską, proszę nigdy, pod żadnym pozorem nie wychodzić, w nocy poza próg domu, bo to może kosztować życie. Owa przestroga nie była gołosłowna. Tak się bowiem złożyło, że dwa dni później, około godziny 2 nad ranem, wyjrzałam przez Okno mojej sypialni. Była piękna, księżycowa noc, murawa gazonu przed domem lśniła srebrzyście, a jasno było jak w dzień. Stałam upojona spokojnym pięknem krajobrazu, gdy nagle zauważyłam, że coś się porusza w cieniu czerwonych buków. Kiedy to coś wyszło na światło księżycowe, zobaczyłam, że był to olbrzymi —pies, wielki jak cielak, ciemnej maści, o czarnym pysku z obwisłymi żuchwami i potężnych, wyraźnie zarysowanych kościach. Pies przeszedł powoli przez gazon i znikł w cieniu po jego drugiej stronie. Ten straszny, milczący strażnik zmroził mi serce, które nie zlękłoby się, jak sądzę, żadnego włamywacza. A teraz opowiem panu bardzo dziwne zdarzenie. Wie pan o tym, że obcięłam sobie włosy w Londynie, a ścięte sploty włożyłam na dno mego kufra. Pewnego wieczoru, gdy dziecko już było w łóżku, zajęłam się dla rozrywki urządzaniem swego pokoju i porządkowaniem moich osobistych drobiazgów. W pokoju znajdowała się stara komoda; dwie jej górne szuflady były otwarte i puste, dolna zaś zamknięta. Do górnych szuflad włożyłam bieliznę, a ponieważ miałam jeszcze sporo rzeczy do wypakowania, byłam oczywiście niezadowolona, że nie mogę zrobić użytku z tej trzeciej szuflady. Przyszło mi na myśl, że być może, została zamknięta przez przeoczenie, wobec czego wyjęłam z wiązki moich własnych kluczy jeden i spróbowałam tę szufladę otworzyć. Pierwszy lepszy klucz pasował doskonale, więc ją otworzyłam. Znajdował się tam tylko jeden przedmiot, ale jestem przekonana, że pan nigdy nie zgadnie jaki. To były moje włosy.

- Za kilka dni są urodziny mojej córki. Dopilnuję, żeby dostała pani zaproszenie. Wdowa odwzajemniła uśmiech. - Cudownie. Alexandra siedziała przy fortepianie i grała ulubioną melodię taneczną swojego ojca. Dźwięki „Mad Robina” wypełniały oświetlony blaskiem świec pokój muzyczny i rozpraszały ciszę wielkiego domu. Rose i Fiona wcześnie udały się na spoczynek, a hrabia zaszył się w Sprawdź Niania, co oczywiste, nie robiła śniadania. Był to obo- wiązek kuchni. Towarzyszyła jednak dzieciom, nadzoru- jąc, czy jej podopieczni jedzą to, co dla nich uszykowano, a po śniadaniu sprawdzała jeszcze, czy przygotowały się odpowiednio do szkoły. Kiedy już wszystkie książki znala- zły się na swoim miejscu, a dzieci były uczesane i wyglą- dały schludnie, przystępowała do najważniejszego zadania — zapewnienia im bezpieczeństwa na ruchliwych ulicach. W mieście czyhało wystarczająco dużo zła i Niania wiedziała, że musi mieć stale oczy szeroko otwarte. Wo- kół śmigały niezwykle szybkie pojazdy o napędzie rakie- towym, przewożące biznesmenów do pracy. Któregoś