- Tak, milordzie. - Clemency spojrzała mu prosto w oczy. - Jednakże pan Baverstock niepotrzebnie zadał sobie tyle trudu.

Gdy pacjentka wyszła, Scott oparł się wygodnie w fotelu i przeciągnął się leniwie. Po raz pierwszy tego dnia miał chwilę tylko dla siebie. Wyglądając przez okno na zielone pola, zaczął myśleć o Camryn. Poprzedniego wieczoru zabrał ją do klubu na kolację i tańce. Potem odwiózł ją do domu, ale odmówił wejścia na górę na drinka. Rozstali się przy drzwiach. Przytulił ją delikatnie i pocałował w policzek. Przez cały wieczór była niezwykle urocza, piękna i bardzo kobieca, więc dlaczego nie przyciągnął jej do siebie i nie zawładnął jej ustami w namiętnym pocałunku? W głębi duszy świetnie znał odpowiedź na to pytanie. Nie potrafił całować Camryn do utraty tchu, ponieważ czul do niej to samo co do żony - czysto braterską miłość. A co czuł do swojej niani-szarej myszki? Co go w niej fascynowało? Wczoraj wieczorem gotów był zanieść ją na górę do sypialni i kochać się z nią przez całą noc. To z pewnością nie była braterska miłość, ale niemal zwierzęce pożądanie. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Ona najwyraźniej też nie. Uciekła na górę niczym przestraszone zwierzę, gdy tylko rozluźnił uścisk. http://www.divercity.pl/media/ - Nie wiem, spróbuj odświeżyć mi pamięć. - Mam na imię Tina. Dotarło? Tina - powtórzyła i zarzuciła na ramię torebkę, ruszając do wyjścia. Przy drzwiach zatrzymała się i jeszcze raz spojrzała mu w oczy. - Złóż to sobie do kupy, detektywie. Przez chwilę miał w głowie pustkę, nagle jednak zupełnie nieoczekiwanie powróciło wspomnienie nocy, kiedy zginęła jego matka. Przypomniał sobie dziewczynę, którą poznał w opuszczonej szkole na Esplanadzie. Tina? Nie mógł uwierzyć. Mała, przerażona uciekinierka. Czy to możliwe? Przypomniał sobie tamtą dziewczynę, wystraszoną i bezbronną. Jej łzy i ich pocałunek. Z całych sił lgnęła do niego, tak strasznie się bała, że zostawi ją samą... Przypomniał sobie, co jej obiecał: „Wrócę po ciebie, Tino. Jutro, obiecuję. Wrócę jutro...” Nie było jutra. Dwadzieścia minut później cały jego świat legł w gruzach. Nie był w stanie myśleć o niczym innym, tylko o doznanej stracie. Teraz spojrzał na nią, przytłoczony wspomnieniami, zasmucony odmianą jej losu. Przepraszał ją wzrokiem. Jemu powiodło się znacznie lepiej. - No i co? - powiedziała cicho. - Nigdy już, gnojku, nie wróciłeś. A ja czekałam. Czekałam długo... - zamilkła, szarpnęła za klamkę i wyszła. - Zatrzymam ją. - Jackson poderwał się z krzesła. - Nie. - Santos przytrzymał go za ramię. - Niech idzie. W razie czego wiemy, jak ją znaleźć. Zawiedziony Jackson pokręcił głową. - Szkoda. Miła dziewczyna. - Była miła - odparł ponuro Santos. - Kiedyś to była naprawdę miła dziewczyna.

Podniosła dłoń i zaczęła pieścić najpierw jego policzki, potem usta. - Pragnę cię. Powstrzymał jej palce. - Glorio, ja... - Nie mów nic. - Od dziesięciu lat nie czuła się tak w obecności mężczyzny, żadnego tak bardzo nie pragnęła. Wtedy niczego nie rozumiała. Była młoda, niedoświadczona, nie wiedziała, czego chce. Teraz wiedziała. - Ty też tego chcesz - szepnęła. - Wiem o tym. - Tak - głos mu stężał, oczy pociemniały. - Tak - powtórzył - chcę, ale... Sprawdź - To na nic - odparła siostra zdecydowanie. - W zaroślach będzie się roić od zakochanych par, pomyślałeś o tym? Poza tym tutejsi ludzie doskonale wiedzą, kim ona jest. Mark wyglądał na zaniepokojonego. - Nie - ciągnęła Oriana, podekscytowana myślą o rychłym upadku panny Stoneham. - Musisz zabrać ją do „Korony”. - Ona tam nie pojedzie, nie bądź naiwna, moja droga. - Pojedzie, jeśli uwierzy, że jest tam Arabella. - Może masz rację - odparł Mark rozważając to w my¬ślach. Dopnie swego w komforcie wiejskiej sypialni, co z pewnością sprawi mu większą przyjemność, a być może Hej. - Oczywiście, że mam! Powiedzmy, że w imieniu Arabelli napiszę do guwernantki liścik, że po skończonych tańcach zabierasz ją na prywatną kolację do „Korony”? - Genialne, siostrzyczko - zaśmiał się Mark. - Nie będzie można powiedzieć, że zmusiłem ją do przyjścia. Przybiegnie do mnie jak na skrzydłach! - Poklepał Orianę po dłoni. - Doprawdy, zasługujesz na tę klacz. Poprzedniej nocy Oriana zabrała z pokoju lekcyjnego Zeszyt Arabelli i teraz usiadła przy biurku, by skopiować jej charakter pisma. - Co ty na to? - zapytała brata. - „Droga panno Stoneham, proszę się nie martwić, że nie ma mnie w domu. Pojechałam na jarmark z panem Baverstockiem” - a może napisać „z Markiem” - To zabrzmi bardziej alarmująco. „Zjemy razem kolację w «Koronie» - w prywatnym pokoju, więc proszę się nie martwić o moją reputację, a potem Mark odwiezie mnie bezpiecznie do domu. Arabella”. Coś jeszcze dodać? - Tak będzie doskonale, siostrzyczko. Oriana spojrzała na list. Pomyślała, że udało jej się całkiem nieźle podrobić bazgroły Arabelli.