- Szczerze mówiac, nie wiem, co o tym myslec - przyznał

Mo¿e spróbujesz sie jeszcze zdrzemnac? - zasugerował. Marla w ciemnosci widziała zarys jego twarzy, sciagniete w wyrazie zatroskania brwi. Wyczuwała jego napiecie. - Nie moge. Mam dzis sporo do zrobienia. - Chrzakneła. - Mam ci tak wiele do powiedzenia, Nick, bardzo wiele. - Co sie stało? - Nick zacisnał palce na jej ramieniu. - Najpierw musze zebrac mysli. - Marla znowu poczuła dziwna tesknote, której nie mogła sie poddac. Nick był tak blisko. Za blisko. Czuła zapach jego skóry, bijace od niego ciepło... Och, nie mo¿e sobie pozwolic na takie mysli. Ujeła go za nadgarstek. - Poczekaj pare minut. Wezme prysznic, doprowadze sie do porzadku, a potem powiem ci, co odkryłam. - Obiecujesz? - spytał, błyskajac w usmiechu oslepiajaco białymi zebami. 405 - Obiecuje. - Och, chetnie scałowałaby ten seksowny usmiech z jego twarzy. Odsuneła sie od niego, ale odległosc miedzy nimi ciagle wydawała jej sie zbyt mała... Wszystko, co miało z nim jakis zwiazek, było takie intymne... kuszace... niebezpieczne. http://www.dobra-medycyna.org.pl/media/ - Zmuś mnie, Shelby dziewczę. No, zmuś mnie. - Rzucił się na nią. Zalatywało od niego alkoholem. Shelby uskoczyła, zdążył jednak złapać potężną łapą jej nadgarstek i szarpnął nią. - Puszczaj. - Mowy nie ma, złotko. Za długo czekałem na tę chwilę, a ty... - Przygwoździł Viancę zimnym wzrokiem. - Ty nie rób niczego głupiego, bo inaczej razem z matką skończycie w więzieniu za zabójstwo waszego tatuśka. - Przestań. - Shelby daremnie usiłowała się wyrwać. Jego palce były jak kajdanki. Próbowała go uderzyć wolną 192 ręką. Wciągnął powietrze i złapał ją za nadgarstek i teraz trzymał oba w jednej ręce. - To akurat był błąd. - Nie rób tego! - krzyczała Vianca. - Zostaw nas w spokoju, por favor. - Zaczekaj no tylko, suko - burknął Ross. - Przyjdzie i na ciebie pora. Wszyscy, którzy mnie wrobili, zapłacą za to. Shelby mocowała się z nim, ale był silniejszy. Przyciągnął ją do siebie. Wymierzyła mu kopniaka kolanem. Z

uzda Appaloosy. Opuszkami palców wodziła po skórzanych cuglach. Zręcznie zdjęła uzdę z kołka, a potem, wciąż macając ścianę, wróciła do stajni i szybko pomaszerowała cementowym korytarzem do odległego boksu, w którym stała jej klacz. - Spokojnie, malutka - szepnęła Shelby, otwierając bramkę i wchodząc do środka. Jej oczy powoli przywykały do ciemności, zobaczyła białe plamy na zadzie. Kiedy nakładała paski uzdy na długie nozdrza i uszy swojej ulubienicy, czuła odór koni, paszy i kurzu. Sprawdź Usiłując zapiąć guziki przy bluzce, mrugała oczami i wmawiała sobie, że to tylko deszcz, że to nie mogą być jej łzy. Krople ściekały jej po nosie i podbródku. Palce nagle wydały jej się grube i niezdarne. - Pozwól, że ci pomogę. - Nevada jeszcze nie zdążył zapiąć rozporka, a jego bose stopy stawały się coraz bardziej ubłocone. Odsunął ręce Shelby i ostrożnie zapinał kolejne perłowe guziczki. - Proszę bardzo. - Dzięki. - Cała przyjemność po mojej stronie. - W ciemności nocy widać było wyraźnie biel jego zębów. Uśmiechał się krzywo. - Uważaj na siebie, Shelby - powiedział szorstko, ujął jej twarz w dłonie i z całej siły wpił się w jej usta. Kiedy odsunął się od niej, skinęła głową w milczeniu; jego czułość sprawiała, że serce jej się krajało. Pomógł jej wsiąść na konia i stał na szeroko rozstawionych nogach, z rękami złożonymi na piersi, gdy ona ściągała przemoczone lejce i cicho cmokała. Klacz nie potrzebowała zachęty. Węsząc wiatr nozdrzami, ruszyła z kopyta i zaczęła się piąć po wzgórzu, żeby jak najszybciej wrócić do stajni. Obejrzawszy się przez ramię, Shelby po raz ostatni ujrzała ciemną sylwetkę Nevady. Potem w ulewnym deszczu straciła go z oczu.