zebrali, bo Connor dołączy do nas niebawem, moŜemy urządzić Markowi wieczór

Ból przeszył Alli na wskroś - jak on mógł? Spojrzała na łóŜko, na którym przeŜyli tyle pełnych namiętności nocy, przeniosła wzrok na niego i rzekła: - Jestem tu i doglądam Eriki, dlatego Ŝe prosiłeś mnie o to, Mark. - Spojrzała w bok. - Chyba źle cię usłyszałam. Bo inny powód nie istnieje. Dobranoc. Nie dając mu szansy na jakiekolwiek słowa, wyszła szybko z pokoju. ROZDZIAŁ JEDENASTY - Wszystko w porządku, panie Hartman? Mark otworzył oczy i spojrzał przez biurko na swoją, pracującą na zlecenie sekretarkę. Był właśnie w połowie dyktowania jej listy niezbędnych do załatwienia spraw na przyszły tydzień, gdy raptem opadły go myśli o Alli. Minął prawie tydzień od ich sprzeczki i od tamtej pory jej nie widział. Specjalnie wychodził z rancza rano, zanim wstała, a wracał, gdy był pewien, Ŝe juŜ śpi. Do Eriki chodził co wieczór, a gdy wracał, przed drzwiami Alli specjalnie zwalniał kroku. - Panie Hartman? Kobieta dziwnie na niego patrzyła. - Wszystko gra, pani Roundtree. Boli mnie tylko głowa. Skończymy później, dobrze? Skinęła głową, wstała. - Oczywiście. Proszę mnie zawołać, jak będzie pan gotów. Gdy drzwi za sekretarką się zamknęły, Mark westchnął i oparł się wygodnie na http://www.e-rehabilitacja.org.pl Rzucił zapalniczkę w stronę partnera, ten złapał ją i także zważył w dłoni. - Cholera wie. Ale jak się ma dwadzieścia pięć tysięcy, to można zaszaleć. Chop wyrwał zapalniczkę Jacksonowi i schował do kieszeni. - Krótko, panowie. Macie jakieś dowody? - Dowody? - Santos nachylił się w stronę Chopa, wpijając w niego oczy. - Może jeszcze nie dowody, ale pewne zeznania. - Wzruszył ramionami. - Nie wiemy tylko, co z nimi zrobić. Jakaś twoja przyjaciółka, Hope St. Germaine, powiada, że ją szantażujesz. Grozisz jej, że ujawnisz jej seksualne upodobania. Twierdzi, że słyszała, jak planowałeś mnie załatwić. Mówi, że może to udowodnić. Ponieważ sama nie zamierza kiblować. Kapujesz coś z tego? - Ni cholery. Santos uśmiechnął się nieznacznie. - Mamy cię, przyjacielu. Intryga i szantaż. - Gówno prawda - odparł spokojnie Chop. - Nic nie macie. - Mamy co trzeba. - No dobra... - Chop pokręcił głową i wstał, jakby zamierzał odejść od baru. - Jest podejrzenie, trzeba zadzwonić do prokuratora. Znam jednego, przyjaźnimy się trochę. Na pewno zainteresuje go ta sprawa. Zaczekacie? Zaraz przyjedzie. Jackson schwycił go za ramię.

najzgrabniejsze nogi na świecie. Wolałby się z tym nie zdradzić, ale ostatniego wieczoru uległ przedziwnym fantazjom erotycznym, w których główną rolę odgrywały właśnie jej nogi, splecione stopami na jego plecach w czasie miłosnego uniesienia. Choć niechętnie się do tego przyznawał, często wracał myślami do tamtej chwili. Fakt, Ŝe ona była jego pracownicą, odgrywał coraz mniejszą rolę i właściwie przestał się liczyć. Sprawdź Diana uścisnęła gorąco Arabellę i dziewczęta obiecały często do siebie pisywać. - Nie wiesz, jak bardzo się cieszę z naszego wspólnego debiutu. Nie zapomnisz o mnie, prawda? - dopytywała się jeszcze na koniec Diana. - Oczywiście, że nie! Adela przyglądała się im obu i pociągnęła nosem. Poczuła się pominięta i niepotrzebna. Panna Baverstock wyjechała, nie zostawiwszy jej nawet adresu do korespondencji. Jeśli zaś chodzi o pracę misyjną, podczas całego pobytu w Candover udało się jej jedynie rozdać mieszkańcom wioski kilka broszurek - nie okazali zresztą wdzięczności za te wysiłki. Wyjeżdżała zatem bez żalu. Gilesa z kolei ogromnie zmart¬wiło nagłe zniknięcie Clemency. Zaczął się nawet za¬stanawiać, czy nie uznać się za ofiarę jej zdradzieckich powabów i na zawsze nie wyrzec się kobiet. Po namyśle odrzucił ten pomysł. Jego ojciec chrzestny miał kilka ładnych córek, zdecydował więc, że uzna pannę Stoneham za niedościgniony ideał. Po ich wyjeździe dom wydał się cichy i opuszczony; tego wieczora odczuła to cała trójka zgromadzona w salonie. Arabella, obserwując brata, zauważyła, że często spogląda w stronę krzesła, na którym siadywała Clemency. Wyglądał bardziej mizernie niż zwykle, chociaż za wszelką cenę starał się podtrzymywać wątłą rozmowę. Również lady Helena zamknęła się w sobie. Pongo nadaremnie lizał ją po twarzy, nie pomogło także skomlenie pekińczyków. Arabella z rozpaczą zastanawiała się, jak zdoła tu wytrzymać do końca roku, kiedy lady Helena nieoczekiwanie wyrwała ją z zadumy. - Lysandrze, moim zdaniem powinniśmy jechać do Lon¬dynu - powiedziała. - A po co? - zapytał bez ogródek. Podniósł głowę i obrzucił ją podejrzliwym wzrokiem. - Fabianowie wyjechali i wszystko wydaje się takie nudne. Nie chcę patrzeć, jak ci Cromerowie i Bamstaple’owie zaczną wtykać nos we wszystkie kąty, nie sądzę też, by Arabella miała na to ochotę. Dziewczyna ożywiła się na tę wiadomość. Ciotka ma coś w zanadrzu, była tego pewna. - Tak, jedźmy! - krzyknęła. - Chcę kupić sobie nowe farby, może też zwiedzimy jakąś galerię. Lady Helena popatrzyła na bratanicę z uznaniem. Arabella wyznała jej, że dostała od pani Stoneham nowy adres panny Hastings. Przebywając w Londynie, może uda im się coś wskórać, a akwarele to doskonały pretekst. - Wszystko zatem ustalone - oznajmiła lady Helena, zanim Lysander mógł zaoponować. - Jutro wyślę do Londynu Timsona i jedną z pokojówek, by przygotowali na piątek co trzeba.