został nawet ślad. Łodygi selera naciowego więdły smętnie obok niedopitej butelki

– Proszę cię, RJ. Akurat ty powinieneś wiedzieć, że trupy nie mają dowodów tożsamości. – Cholera – zaklął, oddał jej torebkę. Zacisnął zęby. Otworzył schowek koło kierownicy. Gdzieś musi być dowód rejestracyjny samochodu. Może wraz z nim będzie jej prawo jazdy. Ale oświetlony malutką żaróweczką schowek był pusty. – Daruj sobie – poradziła. – I tak nie znajdziesz tego, czego szukasz. – Roześmiała się, gardłowo, zmysłowo, zalotnie. – Nie znajdziesz, bo uciekasz przed prawdą. Nie chcesz uwierzyć, że jestem Jennifer. – Nie wierzę w duchy. – Zamknął schowek. – Nie, nie daję się nabrać oszustkom. – Dwanaście lat temu dałeś. W oddali szumiał ocean, potęgował jego niepokój. – Zaaranżowałam własną śmierć, RJ. Zostawiłam liścik, wszystko zorganizowałam. Moje życie się waliło, chciałam... Chciałam uciec. Bentz nie uwierzył, nie mógł. – Więc kto siedział za kierownicą? – zapytał. – Co za kobieta miała na palcach twoją biżuterię? Kogo znajdę w twojej trumnie? Co? Znalazłaś sobowtóra, kazałaś jej jechać twoim samochodem i spowodowałaś wypadek? – Pokręcił głową. – Kiepska historyjka. – Nie wierzył w ani jedno słowo z tej bajeczki. – Ale Jennifer to ja – powiedziała głosem tak bardzo podobnym do głosu jego byłej żony. – I mogę to udowodnić. http://www.e-rehabilitacja.org.pl/media/ – Jezu, człowieku! – jęknął chłopak, ale przestał się szarpać. – Już jadę – powiedział Hayes. – Będę tam za kwadrans, może za dziesięć minut. – Czekamy – odparł Bentz. – Jestem uzbrojony, ale wolałbym nie robić mu krzywdy. Bentz poczuł, jak młody człowiek się spina i klnie pod nosem po hiszpańsku. Wreszcie i on się przestraszył. – Spotkamy się na zachodnim parkingu, koło budki strażnika – zaproponował Bentz. – Dobra. Bentz się rozłączył. Gdy chował telefon, Valdez znowu próbował się wyrwać, Bentz poczuł ból w chorej nodze. Jęknął z bólu, na jego czole pojawiły się kropel potu. – Nie złamałem prawa – upierał się Valdez. Sądząc po jego uśmiechu, cierpienie Bentza sprawiło mu przyjemność. – Pomogę ci, jeśli ty pomożesz mnie – odezwał się Bentz. – Jeśli masz odrobinę rozumu w głowie, powiesz mi o dziewczynie, której pożyczasz samochód. Tej, która podszywa się

tabliczki z nazwą ulicy. Odczytał: ado Aven. Aven – czyli pewnie Avenue, aleja. Wiele jest ulic o takiej nazwie w obszarze Los Angeles. Myślał intensywnie, stare wspomnienia zjawiały się nie wiadomo skąd. Mercado, Loredo albo... Na myśl o Colorado Avenue w Santa Monica serce stanęło mu w piersi. Jeśli to ta ulica, ktoś naprawdę sobie z nim pogrywa. Spędzili z Jennifer niejedno sobotnie popołudnie na promenadzie przy Trzeciej ulicy, Sprawdź załatwić równie łatwo jak moje pozostałe kochane przyjaciółki: Shanę, Lorraine i Fortunę. Tally mi umknęła, ale czasem nie można mieć wszystkiego, prawda? A ja w końcu mam Liwie? Przyjaciółki Jennifer bardzo mi pomogły, dzięki nim dowiedziałam się mnóstwa rzeczy o tobie, RJ, o Jennifer, o waszym wspólnym życiu. Biedaczka, nie umiała trzymać języka za zębami. Mówiła im wszystko: jak spędzaliście weekendy, gdzie kochaliście się po raz pierwszy. A przyjaciółki to zapamiętały. O1ivia umierała w duszy, czuła ogrom jej zdrady – psychopatka najpierw się z nimi zaprzyjaźniła, wykorzystała i potem zamordowała. – Więc zabiłaś je? – zapytała. Łódź kołysała się na falach. – Oczywiście! – Spojrzała na Olivię z irytacją i pogardą, najwyraźniej rozmawia z idiotką. – Jak na psychologa, powoli łączysz fakty. Nie miałam wyjścia. Mogłyby skojarzyć jedno z drugim i wszystko by popsuły. A tak, policja podejrzewa twojego męża. – Więc zamordowałaś pięć osób, trzy przyjaciółki Jennifer i bliźniaczki?