- Jasne, panie detektyw. - Santos nagle zapomniało pozycji Pattersona i o własnych zahamowaniach. Po raz pierwszy w życiu poczuł się mężczyzną. Patrzył na zwalistego mężczyznę za biurkiem jak na równego sobie. - Zapamiętaj sobie: nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale znajdę tego sukinsyna, który ją zabił. Będzie musiał zapłacić za to, co zrobił. - Oparł dłonie na biurku, pochylił się i dokończył przez zaciśnięte zęby: - Dotrzymam słowa, detektywie Patterson.

Gdyby te dzieciaki nie nakłaniały jej do... — Nie w tym rzecz. — No to, o co chodzi? Przez dłuższą chwilę żona pana Fieldsa nie odpowiada- ła. Nagle wstała od stołu i przeszła przez pokój w kierun- ku schodów. Wyjrzała na korytarz, usiłując przeniknąć wzrokiem panujący mrok. Tom przyglądał się jej zdumio- ny. — Co się stało? — Chcę się upewnić, że nas nie słyszy. — Ona? Niania? Mary podeszła do męża. — Ubiegłej nocy znów się obudziłam. To z powodu tych dziwnych odgłosów. Dobie- gły mnie te same dźwięki, które słyszałam już wcześniej. A ty mi wmawiałeś, że nie ma powodu do zmartwień! Tom wykonał ręką nieokreślony gest. — Bo nie ma. Ni- by co to wszystko miałoby znaczyć? — Nie mam pojęcia. I to właśnie mnie martwi. Chodzi o to, że gdy śpimy — ona schodzi na ó$ł. Wymyka się z po- koju dzieci, po czym ześlizguje się cichuteńko po scho- http://www.ebadaniapsychologiczne.info.pl/media/ - Hm, jesteś bardzo... gwałtowny. Uśmiechnął się. - Doprawdy? - Nie zrozum mnie źle - rzuciła pospiesznie. - Jeśli ty i mama się uprzecie, zostanę twoją żoną. - Przygarbiła się lekko. - Zresztą nie widzę innego wyjścia. Mama jest bardzo zdeterminowana. - A co czujesz do Roberta Ellisa? - Bardzo go lubię. Lecz on jest tylko wicehrabią, ty natomiast hrabią i to dużo bogatszym. - Prawda. A gdybym ci powiedział, że...? Rozległo się pukanie. - O co chodzi? - warknął. Do pokoju wsadził głowę Thompkinson.

- Masz piękną córeczkę, Philipie. Chyba nigdy jeszcze nie widziałem tak ślicznego dziecka. Philip spojrzał na LeBlanca, potem na salę. - Pomimo to Hope nie może jej znieść. Dotąd nie wzięła jej na ręce. Nie chce nawet rozmawiać o imieniu dla małej. - Wiem, że to trudne... ale... - Trudne? - W głosie Philipa zabrzmiała nuta sarkazmu. - Nie wiesz, bo i skąd, nie było cię przy tym, kiedy zaczęła mnie przeklinać. Rzucała obelgi, krzyczała, że mnie nienawidzi. A wszystko dlatego, że chciałem wybrać imię dla naszej córki. Jak ona na mnie wtedy patrzyła... to jej lodowate spojrzenie. Nigdy nie przypuszczałem, że ujrzę Hope właśnie taką. Sprawdź W pierwszej chwili Lucien pomyślał, że ciotka ma więcej rozumu, niż przypuszczał. Potem przemknęło mu przez głowę, że chętnie by ją udusił. - W takim razie odeślę cię do Blything Hall, gdzie nikogo nie będzie obchodzić, co pleciesz. - Nie groź mi! Z trudem powstrzymał się od wrzasku. - Nie próbuj ze mną tej gry! Jestem w niej lepszy od ciebie. - Ty... - Czego chcesz? - Chcę, żeby ta kobieta opuściła Balfour House. - I tak wyjeżdża. - Niech tu nigdy nie wraca. Lady Welkins i ja wiemy o Alexandrze Gallant dość, żeby nigdy więcej nie znalazła pracy. Nigdzie.