oswiadczyła, ¿e teraz czas na drzemke. I znikła, zanim Marla

173 - Ja tylko chcę tego, co najlepsze dla mojej córki. - Według pana. - Nevada wyciągnął się na krześle, kładąc but na kolanie drugiej nogi. - Podejrzewam, że to ma głębsze przyczyny. Sędzia odwrócił wzrok. - O co chodzi, Red? Dlaczego tak bardzo mnie pan nienawidzi? - zapytał Nevada i Shelby poczuła, że nie da się oddychać powietrzem w szafie. Jej nerwy były tak napięte jak struny gitary, które zaraz pękną. - Dlaczego nie daje mi spokoju podejrzenie, że pańska awersja ma coś wspólnego z moją matką? Twarz sędziego poszarzała. Shelby z trudem trzymała się na nogach. - Niech mi pan nie mówi, że miał pan romans z moją starą? - Nie! - Sędzia wyrżnął pięścią w biurko. Shelby aż podskoczyła. Nevada nawet nie drgnął. - No, więc o co chodzi, do diabła? Sędzia przez długą chwilę wpatrywał się w swoją pięść, a potem powoli przeniósł wzrok na twarz Nevady. - Jeśli ci powiem, musisz obiecać, że zostawisz Shelby w spokoju. - Tego nie mogę zrobić. - Jasne, że możesz, ty Metysie, nieudaczniku. Bo bez względu na to, co o tobie myślę, wiem, że chcesz tego, co najlepsze dla Shelby, a ty nie jesteś tym czymś. Jesteś przeklętym, narwanym synem indiańskiej dziwki i pijaka, który nie umiał trzymać łap z dala od kobiet, nawet tych, którym nie dorastał do pięt. http://www.edomkidrewniane.net.pl w jednym małym punkcie jej ciała. - Najdro¿sza - wyszeptał Nick, zakładajac jej druga noge na drugie ramie i całujac ja tak głebokim, intymnym pocałunkiem, ¿e Marli łzy napłyneły do oczu. Nie mogła złapac tchu. Jekneła, głucho, chrapliwie, dziko. - Nick... o... Nick... - Tak, najdro¿sza... Marla zadr¿ała konwulsyjnie. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Cos w głebi niej załamało sie nagle, łzy spłyneły jej po policzkach. - Och, prosze... 411

- Nie wszyscy. - Marla patrzyła na pola za oknem, ustepujace powoli miejsca zabudowaniom. Samochód podskakiwał na wyboistej drodze. - Conrad jest innego zdania. Cissy te¿. Ja sama nie wiem, kim jestem. A ty? - Odwróciła głowe, by spojrzec na niego. - Znałes ja. Nawet bardzo dobrze. - Nick zacisnał palce na kierownicy. - Uwa¿asz, ¿e naprawde Sprawdź się nie zwracać na siebie uwagi, ruszyła za nimi po schodach, do położonego wyżej centrum miasta. Findley i jego klient rozstali się przy błyszczącym czarnym jaguarze prawnika; na tablicach rejestracyjnych widniał napis: S A LAW. Shelby nie marnowała ani chwili. - Pan Findley? Odwrócił się i uśmiechnął od ucha do ucha. - Czy mogę coś dla pani zrobić? - Mam taką nadzieję. Nazywam się... - Shelby Cole - dopowiedział i rozpoznawszy ją, przestał się uśmiechać. - Wszędzie bym panią rozpoznał. Jest pani taka podobna do Jasmine. - Pan mnie unika - zaatakowała go, a jemu starczyło godności, żeby się tego nie wypierać. - Muszę z panem porozmawiać o moim dziecku. - Ja nic nie wiem.