zamknął. Przyszło mu do głowy, że jeśli się chwilę zastanowić, to wybraniec nie jest znów

Ale nie na prawo: na lewo. Wasilisk Galeria, którą starzec Izrael nazywał Dojściem, prowadziła w głąb pieczary, stopniowo wznosząc się coraz wyżej. Teraz po obu stronach ciągnęły się gołe ściany i pani Polinie przyszło na myśl, że starczy tu miejsca jeszcze na wiele setek martwych ciał. Dźwięk robił się coraz wyraźniejszy i bardziej nieznośny – jakby żelazny pazur skrobał nie po szkle, lecz po bezbronnym, obnażonym sercu. Raz Lisicyna nie wytrzymała, przystanęła nawet, postawiła sakwojaż na ziemi i zatkała uszy, chociaż ryzykowała, że od zaciśniętej w palcach świeczki zapalą się włosy. Nie zapaliły się, ale na skroń kapnęła kropla wosku i to gorące, żywe dotknięcie ukoiło nerwy pani Poliny. Ruszyła dalej. Galeria, do tej pory niemal prosta, a w każdym razie pozbawiona widocznych załomów, nagle skręciła o dziewięćdziesiąt stopni. Pani Lisicyna wyjrzała zza węgła i zamarła. Z przodu migotało niezbyt jasne światełko. Rozwiązanie zagadki dziwnego zgrzytu było na wyciągnięcie ręki. Zdmuchnąwszy świecę, Polina Andriejewna przylgnęła do samej ściany i ostrożnie skręciła za róg. Skradała się na paluszkach, bezgłośnie. http://www.evita-dietetyka.pl Nie wyłączając Lorraine Conner. Większość znanych mu policjantek miała szerokie ramiona i duże tyłki. Typowe babochłopy. Ale nie ona. Rainie była wysoka i smukła, a jej wysportowane ciało zwracało uwagę apetycznymi zaokrągleniami. Długie, kasztanowe włosy otaczały ładną twarz o wydatnych kościach policzkowych, silnie zarysowanej szczęce i pełnych wargach. I te oczy. Ani niebieskie, ani szare. Quincy przypuszczał, że ich odcień zmieniał się wraz z nastrojem. W chwilach zadumy stawały się miękkie, łagodne, a w złości lodowate. A gdy coś Rainie intrygowało? Czy wówczas skłaniała głowę lekko w bok, rozchylała usta jakby w oczekiwaniu na pocałunek? Quincy otrząsnął się z rozmarzenia i poruszył niespokojnie w fotelu. To nie było do niego podobne, żeby myśleć w ten sposób o policjantce. Praca to praca. Zwłaszcza ostatnio. Postarał się skoncentrować na zawodowych umiejętnościach panny Conner. Była niedoświadczona, czego dowodziły podstawowe błędy, popełnione na miejscu przestępstwa i

znów zaskrzypiało, zazgrzytało, trzasnęły jakieś drzwi. Rozległ się głuchy odgłos oddalających się kroków, jakby ktoś stąpał po suficie – i zapadła cisza. Uwięziona trochę poleżała, nasłuchując. Gdzieś blisko pluskała woda i było jej bardzo dużo. Co jeszcze dało się powiedzieć o miejscu uwięzienia (bo sądząc ze skrzypnięcia drzwi, brankę najwyraźniej gdzieś zamknięto)? Znajdowało się raczej nie na lądzie, lecz na jakimś statku, woda zaś pluskała nie ot tak sobie: uderzała o burtę, a może o molo. Wytężony słuch Sprawdź do niezgrabnych rąk. Dziewczyna wyjmuje z ust oślinioną czereśnię. Wpycha między jego zaskoczone wargi. Chwyta go za palce, ciągnie je ku wylewnym piersiom. – Chodź, zapomnisz. – Zostaw! – Co taki nerwowy? Się nie narzucam. – Maskę naburmuszonej dziewczynki ma wyćwiczoną do perfekcji. – Jak się panu wielmożnemu nie podobam, to się żegnam. – Otwiera mu tuż przed nosem kwiecisty wachlarz, odwraca się i ze śmiechem biegnie