Przewróciła się na bok i patrzyła w okno, w atramentową noc Luizjany. Bentz musi to

Niech pomyślę... może martini? To odpowiedni drink. Podchodzę do barku, wyjmuję wódkę i wściekam się, że nie mam oliwek. A zresztą... co tam. Wlewam kroplę wermutu, wsypuję lód, mieszam, nalewam... Mm.. Zamiast oliwek wciskam odrobinę soku z cytryny... Boskie. Podchodzę do lustra i wznoszę toast, pozdrawiam postać w zwierciadle. Jest piękna. Wysoka. Szczupła. Jeszcze nie widać oznak upływu czasu. Ciemne włosy opadają na ramiona miękką falą. Jej uśmiech jest zaraźliwy, a oczy to oczy kobiety, która wie, czego chce. I zawsze to dostaje. – Za nowy początek – mówię, dotykając kieliszkiem szklanej tafli i słucham cichego brzęku szkła o szkło. – Ty i ja... Długo na to czekałyśmy. – Owszem. Ale już nie – odpowiada i znacząco unosi brwi. Przeszywa mnie dreszcz na myśl, że my... że ja wkrótce zobaczę owoce mojej pracy. Okno jest otwarte. Czuję nadciągający wieczór, na niebie wschodzi blady strzęp księżyca. – Na zdrowie – mówi mi odbicie. Oczy kobiety w lustrze błyszczą psotnie, gdy unosi kieliszek. – Za nasz sukces. – Za sukces – odpowiadam z uśmiechem, który odwzajemnia. – Uda się nam. – I pijemy, jednocześnie, czujemy, jak chłodny płyn spływa do gardła. I myślimy o Ricku Bentzu. Przystojny na swój niechlujny sposób. Silny, umięśniony. O kwadratowej szczęce i oczach, które przejrzą wszelkie kłamstwa. Jest bystry i chłodny, zazwyczaj starannie skrywa uczucia. http://www.fizjoterapeutka.com.pl/media/ Nie powiedział, że widział Jennifer w starym zajeździe; nie chciał o tym rozmawiać, póki nie będzie wiedział, z czym ma do czynienia, póki nie zbierze konkretnych dowodów, że tam naprawdę była. Opowiedział jednak o zamordowanych bliźniaczkach, o tym, że wszystko wskazuje na to, że to powtórka ostatniej zbrodni, którą przed laty usiłował rozwiązać w Kalifornii. – Myślisz, że świr zaatakował, bo ty wróciłeś? – zapytała sceptycznie. – Sam nie wiem, co myśleć – przyznał. – LAPD prosiło cię o pomoc? Roześmiał się. – A jak myślisz? – Aż tak źle? – Gorzej. Chcą się mnie stąd pozbyć. – A co ty na to? – No cóż, rozważam to. Skoro tak za mną tęsknisz...

dwanaście lat temu? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Połączył się z Internetem, uchylił odrapane żaluzje, aby widzieć parking, i rozsiadł się na niewygodnym krześle. Położył na krakersie cienki plasterek sera, spojrzał w okno i zobaczył, jak błękitny pontiac z lat sześćdziesiątych zatrzymuje się przy krawężniku. Facet za kierownicą, w cyklistówce w kratę, z małą bródką, zabrał pakunki z tylnego siedzenia i wysiadł. W ślad za Sprawdź podszedł do wielkiego okna i wyjrzał na zewnątrz. Na parkingu stało tylko kilka samochodów. – No dobra, proszę. – Rebecca podała mu wizytówkę. – Tylko jeden numer – dodała. – Bo tylko raz do mnie dzwoniono. Dzięki. – Spojrzał na rząd cyfr. Numer miejscowy. – Nie ma sprawy – zapewniła bez przekonania. – Coś jeszcze? – To wszystko. – Super. – Zabrała papierosy i zapalniczkę z kontuaru i w ślad za Bentzem wyszła na zewnątrz. Idąc do pokoju, usłyszał trzask zapalniczki. Wszedł do środka i wystukał na komórce numer, który mu podała. Odczekał dziesięć sygnałów, rozłączył się, spróbował ponownie. Dwanaście sygnałów, nie włącza się sekretarka, nie ma przekierowania do poczty głosowej. Rozłączył się i spróbował po raz ostatni. Liczył sygnały. Po ósmym odezwał się męski głos: