czasopism. – My tu w pokojowych celach – wzruszył ramionami, a reszta chłopaków

- Po tym, co dziś się wydarzyło, ryzyko jest zbyt duże. - Słusznie. - Podniósł wieko. Wspaniałomyślnie pozwolił jej zajrzeć do środka. Niech przed śmiercią nacieszy oczy. - Co za widok! - Nie zamierzała przedwcześnie wypadać z roli. Podeszła do biurka, wzięła do ręki plik studolarówek, podniosła je do twarzy i wciągnęła głęboko powietrze. - Mmm, kocham ten zapach. Jest taki zmysłowy, nie sądzi pan? - Sądzę. Bezszelestnie odsunął górną szufladę, w której leżał rewolwer o rękojeści inkrustowanej macicą perłową. Postanowił, że zada jej elegancką śmierć. Wziął broń do ręki w tej samej chwili, gdy na górnym pokładzie rozległy się pierwsze strzały. Bella spojrzała nerwowo za siebie, po czym bez namysłu zatrzasnęła kasetkę i rzuciła się w stronę drzwi. - Co to ma znaczyć, monsieur Blaque?! - zawołała, szarpiąc za klamkę. - Nie ruszaj się! - Stał za biurkiem, celując prosto w jej serce.- Dawaj kasetkę! - Chciałeś mnie przechytrzyć, co? - zawołała, próbując grać na zwłokę. - O, tak! Teraz rozumiem, dlaczego zapłaciłbyś mi dużo więcej. Słowa nic nie kosztują, prawda? - Kasetka. I to już! - Wolno ruszył w jej stronę. Z pokładu dobiegał coraz większy hałas. Blaque poczuł pierwsze ukłucie strachu. Nie bał się śmierci ani klęski, jednak na myśl o tym, że resztę życia miałby spędzić w więzieniu, przechodziły go dreszcze. Drugi raz nie przeżyłby niewoli. Wyczekała, aż podejdzie bliżej. Wtedy wzięła mocny zamach i cisnęła w niego kasetką, celując w rękę w rewolwerem. Ludzie Blaque'a bronili się do upadłego. Wściekła seria z broni maszynowej przecięła pokład, zasypując głowę Edwarda gradem odłamków drewna i szkła. Nawet tego nie poczuł. W jego mózgu została tylko jedna myśl. Bella jest w rękach Blaque'a. Jeszcze żyje, ale czasu mają coraz mniej. Skulił się i chyłkiem dobiegł do steru. Potem bezszelestnie zanurzył się w czarną otchłań wody. Odgłosy coraz rzadszych wystrzałów i krzyki mężczyzn niosły się daleko po spokojnym morzu. Edward widział, jak z pokładu jachtu ktoś skacze i co sił płynie do dalekiego brzegu. W pewnej chwili otarł się o unoszące się na wodzie zwłoki. Odepchnął je i ostrożnie podpłynął do burty. Emmett miał właśnie dać ludziom sygnał do zajęcia jachtu, gdy nagle zorientował się, że nigdzie nie widać Edwarda. - Książę... - wykrztusił przez zaciśnięte gardło. - Na Boga, gdzie jest Edward? Widział go kto? - Tam! - Jeden z ludzi wskazał ciemny kształt przemykający obok steru białego jachtu. - Chryste! - Emmett złapał się za głowę. - Za mną! Wchodzimy na pokład! Edward nie spotkał na górze żywej duszy. Ucichły ostatnie, sporadyczne wystrzały, więc bez przeszkód dostał się na dół. Czekając, aż Bella nawiąże kontakt, prześledził plan jachtu, który sporządziła po pierwszym spotkaniu z Blaquiem. Miał go w głowie, więc nie zwlekając pobiegł jej szukać. Bella zdołała kopnąć rewolwer w kąt kajuty, ale nim zdążyła go dosięgnąć, Blaque zwalił się jej na plecy. Był dużo silniejszy i szybszy niż sądziła. Zaczął ją dusić, ale zdołała oswobodzić jedną rękę i uderzyć go pięścią w twarz. Przez chwilę obydwoje z trudem łapali powietrze. Pierwsza odzyskała panowanie nad sobą, obróciła się szybko na bok i wyciągnęła rękę po broń. Dotknęła opuszkami palców rękojeści, lecz właśnie wtedy Blaque szarpnął ją z całych sił za włosy. Znów udało jej się wymierzyć mu cios, jednak nie na tyle silny, by go ogłuszyć. Tarzali się po miękkim dywanie jak kochankowie. Z rozciętej wargi płynęła mu krew, pod jej poszarpaną, bluzką tworzyły się bolesne siniaki. Już prawie miała rewolwer, ale wykorzystał moment jej nieuwagi. Uderzył ją tak mocno, że na sekundę pociemniało jej, w oczach. Gdy minęło zamroczenie, zobaczyła lufę przystawioną do http://www.fundacja-dantis.pl/media/ markiz był zakrwawiony, ramię i głowę miał obandażowane, a wokół jednego z oczu widniał siniec. Chirurg, który go opatrywał, grzebał w czarnej torbie, szukając laudanum. Rushford schwycił Aleca gorączkowo za ramię. - Bardzo cię przepraszam - wyjąkał z trudem. - Uprowadzili ją. Próbowaliśmy z nimi walczyć, ale było ich zbyt wielu. To sprawka Evy. Ona ich na nas nasłała. - Milordzie, musimy stąd zabrać rannego - powiedział chirurg. Alec z trudem przełknął wieść o zdradzie Evy. Rusha kładziono na noszach. - Niech ktoś pośle po moich braci - rozkazał, nie patrząc na ludzi. O tak, razem z braćmi zdoła posłać Kurkowa do piekła. Poczuł nagle, że ktoś szarpie go za ramię. - Alec, słyszysz mnie? Z ciężkim sercem odwrócił się i ujrzał za sobą przerażonego Draxingera wraz z Parthenią. - Musimy ją odnaleźć! - zawołał Alec, lecz głos go zawiódł i zniżył się do ledwie dosłyszalnego szeptu. - Och, po co ją tutaj zostawiłem! Zawiodłem ją, Drax!

- Niepotrzebnie. - Pogładził ją po włosach. Ruszył do drzwi, ale już w progu odwrócił się i zawołał: - Powiedz Marissie, że przywiozę jej muszelki. Bella, spokojna i pogodzona z losem, czekała na niego w holu. - Mam nadzieję, że nie musiałeś opóźnić przeze mnie wyjazdu? - Ani o minutę. Poza tym mamy dużo czasu - zapewnił ją i dodał: - Obiecuję, że przejażdżka zrekompensuje ci nudę przemówień, które po niej nastąpią. Tu wszystko musi odbywać się z wielką pompą. - Nie mam nic przeciwko pompie i przemówieniom. - Całe szczęście. Sprawdź - Jak sobie życzysz - westchnął. Znał lepsze sposoby, by miło spędzić czas do kolacji, ale posłusznie podał jej ramię i poprowadził w stronę biblioteki. - To chyba niemożliwe, żeby tutejsze muzeum miało bogatszy zbiór malarstwa niż ten, który można podziwiać w pałacu - zauważyła, gdy mijali kolejny piękny obraz. - Muzeum Sztuki ma w swej kolekcji sto pięćdziesiąt dwa płótna impresjonistów i postimpresjonistów, wśród których należy wymienić dwa Coroty, trzy Monety, oraz jednego niezwykle cennego Renoira - rzekł tonem zawodowego przewodnika. - Aha. Widząc jej zaskoczenie, nie mógł się nie roześmiać. - Tak się składa, że jestem w zarządzie muzeum - wyjaśnił. - Miłość do koni nie wyklucza miłości do sztuki. Co ty na to? - zapytał, wskazując wyjątkowo piękną akwarelę, na której przedstawiono pałac książęcy w Cordinie. - Och, jest wspaniały! Kto go namalował? - Moja praprababka. - Zadowolony z reakcji Belli, dotknął jej dłoni. - Namalowała setki obrazów i wszystkie powędrowały na strych. W jej czasach kobiety mogły traktować malarstwo wyłącznie jako hobby. - Całe szczęście, że czasy się zmieniły. - Kilka lat temu odnalazłem prace babki w zakurzonym kufrze. Niektóre były kompletnie zniszczone, ale większość doskonale się zachowała. Między innymi ten pejzaż - wyjaśnił, dotykając bogatej ramy. Zdawało jej się, że tym gestem chciał wyrazić szacunek. - Poczułem się tak, jakbym cofnął się o kilka pokoleń. Gdyby tę akwarelę namalowano współcześnie, wyglądałby tak samo.