Zdawała sobie sprawę z tego, że True może spełnić jej prośbę w

obsesją matkę. Nie była wcale pewna, czy sprawdzi się w macierzyństwie. Na szczęście Linnea okazała się dobrym i zdolnym dzieckiem. Do czasu pojawienia się Zary Milla zdążyła się uspokoić. Potem były cztery spokojne, sielankowe lata - aż do przyjścia na świat Thanea. Czas po jego urodzeniu też był radosny, ale na pewno już nie spokojny - Umyjesz rączki i pomożesz mi przygotować stół? - zapytała Zarę, która posłusznie zabrała swoje zeszyty i pobiegła umyć ręce. an43 460 - Ja też chcę pomóc! - zawołała Linnea, wybiegając z pokoju i podążając za siostrą do łazienki na dole. Milla postawiła na stole wielką misę sałatki i sprawdziła bułeczki w piecyku. Przyrumieniły się już smakowicie, więc wyjęła je i ułożyła w chlebowym koszyczku. Diaz wrócił z Thaneem i poszedł zmyć z chłopca przynajmniej największy brud. Milla tymczasem odcedzała spaghetti. Dziewczynki właśnie rozkładały talerze i sztućce, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Milla westchnęła ciężko: jak zwykle. Jeśli coś http://www.grzejnikidekoracyjne.biz.pl bardziej nieprzyjemnych uliczek. Milla podążała tuż za nim, zasłaniając się kurczowo ściskaną torebką. Najwyraźniej nie szła wystarczająco blisko, bo Diaz złapał ją lewą ręką za prawy nadgarstek i przyciągnął do siebie. Włożył jej dłoń za swój pasek. - Trzymaj się i nie zostawaj z tyłu. Tak jakby miała na to ochotę. an43 211 Starała się patrzeć pod nogi, tym bardziej że miała na stopach sandały. Cóż, nie podzielała zdania Diaza wyrażonego w biurze, że nie musi się przebierać. O wiele lepiej czułaby się w spodniach i w porządnych butach - i do tego jeszcze w kamizelce kuloodpornej. Tymczasem lawirowała pomiędzy śmieciami i innymi odpadami

On nie wahał się jej zniszczyć, czemu ona nie miałaby zniszczyć jego? Lata mijały, rok za rokiem, jak rozciągnięte w nieskończoność sekundy jakiegoś koszmarnego odliczania. Dziesięć lat temu zabrano jej Justina. Dziewięć lat temu David się z nią rozwiódł. Nie winiła go za to. Sprawdź zwróciłby uwagi. Diaz czekał ukryty w cieniu, jego uwaga wciąż skierowana była na jednego człowieka. Tuż przed świtem Enrique wstał i poklepał po plecach swoich kumpli, wymieniając z nimi głośne i wesołe przekleństwa - jeśli tak można określić ten agresywny pijacki bełkot. Prawdopodobnie ukradł już wystarczająco dużo, to była udana noc. Kiedy ludzie po trzeźwieją, mogą równie dobrze pomyśleć, że tak szampańsko się bawili, iż sami przepuścili całą forsę. Kiedy Enrique otworzył drzwi, świeże powietrze nie zdołało ani trochę naruszyć szarej masy gęstego dymu wypełniającego wnętrze an43 326