rozwarte, czekały na niego. Po chwili całował już jej policzek, a potem krawędź

– Daj mi Hanka. Chcę wiedzieć, jak wyłączyć te cholerne syreny. – Mhm, dobra. Chwileczkę. Rainie i Chuckie zatrzymali się tuż przy wejściu. W hallu panował zaskakujący porządek. Nigdzie porozrzucanych plecaków ani książek na jasnej podłodze. Po prawej stronie mieścił się sekretariat, którego szklane okna zdobiły papierowe wycinanki w kwiatuszki i kolorowy napis „Zapraszamy!” Żadnych śladów przemocy. Zatrzeszczała krótkofalówka. Rainie podniosła ją do ucha, żeby wysłuchać instrukcji Lindy. W sekretariacie. Główna tablica rozdzielcza. Rainie przyjrzała się zamkniętym drzwiom. Nie wiadomo, co kryje się po drugiej stronie. I nic nie słychać. W tym cały problem. Ruchem ręki kazała się Chuckiemu odsunąć. Nie ma na co czekać. Pochyliła nisko głowę, wyciągnęła broń i kopniakiem otworzyła drzwi. Skoczyła do środka... Nic. Nic. Nic. Pusto. Chwilę zajęło jej, zanim znalazła tablicę rozdzielczą. Syrena raptownie zamilkła. Chuckie nerwowo zamrugał. Po takim zgiełku cisza była oszałamiająca. Oszałamiająca i niepokojąca. – Teraz... teraz lepiej – wydusił wreszcie, usiłując zapanować nad głosem, choć twarz miał nadal koloru pergaminu. – Nauczka po masakrze w liceum Columbine – rzuciła Rainie. – Syreny wszystko http://www.kon-krakow.pl płacąc gotówką, ktoś inny mógł go finansować. Nie dowiemy się tego, nie mając dostępu do konta tej drugiej osoby. - Inteligentny, ale leniwy. Biedny, ale być może finansowany przez jednego z tak zwanych skrzywdzonych dewiantów. Cudownie! - Przynajmniej - powiedziała Glenda - wiemy, że Albert miał swój udział w namierzeniu ciebie jako podejrzanego. We wtorek wieczorem zadzwonił do Everetta i przekonał go, że to ty zabiłeś swoją byłą żonę. Potem w niedzielny poranek odwiedził mnie, żeby wyrazić swoje wątpliwości co do miejsca przestępstwa w Filadelfii. - Zatrucie studni. - Był bardzo przekonujący - powiedziała cicho Glenda. - Everett poważnie zastanawiał się nad tym, czy cię nie wezwać. Nie zrobił tego tylko dlatego, że wiarygodność Alberta pozostawia wiele do życzenia. A ja...

prywatnym detektywem, więc nie przeszkadzały jej żadne ograniczenia stanowe, chociaż w większości agencji stanowych musiałaby podawać numer licencji. Gdyby zechciała przejrzeć jakieś akta z terenu Wirginii, miałaby problemy. To był całkiem nowy problem, ale poradziła sobie z nim bez kłopotu. W Przeglądzie prywatnych detektywów odnalazła pewnego człowieka w Wirginii i zadzwoniła do niego. Podała mu numer licencji i wyjaśniła Sprawdź mógł. Ręka mu opadła... Mary gapiła się na niego. Po chwili w tym wirującym, palącym samochodzie ich spojrzenia się spotkały. De Beers patrzył przepraszająco, jakby w jakiś sposób ją zawiódł. Dziwny charkot wydobył mu się z gardła. Po chwili ujrzała białka jego oczu. De Beers opadł na kierownicę, pistolet spadł na podłogę, a po chwili pokryła go piana spływająca z ust. Mary wpatrywała się w pistolet. Gapiła się na pistolet. Samochód... Wirowanie! Gorąco! Nie mogę oddychać! Trzymała się za brzuch. Migdały, migdały, dlaczego migdały?! Gorąco! Makijaż topnieje! Nie patrz na mnie! Nie patrz...! Zapadła się w fotel. Podniosła wzrok na ukochanego. Patrzyła na niego, na tego obcego łysiejącego człowieka, który stał tuż obok i nawet nie próbował jej pomóc. - Wkrótce nadejdzie koniec. - Spojrzał na zegarek. - Myślę, że jeszcze