Montoya i Hayes naradzali się, zagłuszał ich szum silników i wiatru.

łóżka. Poklepała materac. Hairy S nie czekał na kolejne zaproszenie. Wskoczył i ukrył się pod kołdrą, przywarł do niej. – Dobry piesek – szepnęła machinalnie i podrapała go po łebku. Zamruczał z rozkoszy, ale O1ivia się nie uśmiechnęła, była zbyt zdenerwowana, zbyt rozgniewana. Po raz kolejny zastanowiła się, czy nie polecieć do Kalifornii i nie powiedzieć Bentzowi o ciąży. Miała dosyć. Dość tajemnic. Może poleci jutro. Albo za kilka dni... Poprawiła poduszkę i zdecydowała, że pierwsze, co zrobi rano, to kupi sobie bilet. Poleci do Los Angeles, do męża, czy on tego chce, czy nie. W końcu o to chodzi w małżeństwie, prawda? O bliskość. Kontakt. Zaufanie. O Boże... Traciła go, czuła to w pustej sypialni. Ale nie podda się bez walki, do cholery. Nie odda go walkowerem. Zamknęła oczy, chciała zasnąć i już odpływała, gdy znowu rozdzwonił się telefon. – Ty draniu... Jeszcze zanim rozbrzmiał drugi dzwonek, nastawiła się na kolejny makabryczny żart. – I co teraz? – warknęła. – Ja też cię kocham – powiedział Bentz. Od razu złagodniała, słysząc jego głos, poczuła, że wzruszenie ściska jej gardło. Boże, ależ za nim tęskni. – Cześć – szepnęła ze łzami w oczach. Boże, zachowuje się jak wariatka. Łzy? To na http://www.lekarzewarszawa.info.pl/media/ który remontował, gdy Katrina zaatakowała z niszczycielską siłą. Co tu się działo... dobrze, że coś mu zostało. Ale zniszczenia były tak dotkliwe, że wolał nie myśleć o kolejnym huraganie. Odbudował dom, jak wielu innych. Plany remontu zakładały jak największą wierność początkowym klitkom, ale uwzględniały też zmiany, mające ułatwić życie w jego nowej rodzinie. Nie dość, że miał teraz żonę imieniem Abby; wraz z nią jego inwentarz powiększył się o płochliwego kota imieniem Ansel, który wiecznie krył się pod meblami, i czekoladowego, nieustannie zadowolonego labradora imieniem Hershey. Pies łasił się właśnie do jego nóg, przy czym tak radośnie i zamaszyście wywijał ogonem, że wszystkie bibeloty na stoliku znalazły się w niebezpieczeństwie.. – Cześć, bracie. – Podrapał go za uszami. – Idziemy na spacer? Hershey zaszczekał basem i pognał długim korytarzem wiodącym do tylnych drzwi. Montoya ruszył za nim i po drodze zadzwonił do Abby. Była fotografikiem, tego wieczoru miała sesję w atelier, poza miastem. Pies biegał tam i z powrotem, jak kłębek

co jej chodzi. – Ani nikt inny, ale zrozumiesz. Kiedy chwytasz trop, nie odpuszczasz. – O której zadzwoniła? – Po północy, mniej więcej za kwadrans pierwsza. Siedziałam do późna, oglądałam film. – Wystukała kilka klawiszy na telefonie, sprawdziła coś na wyświetlaczu i ponownie podniosła słuchawkę do ucha. – Tak, dwunasta pięćdziesiąt dwie. Rano zadzwonię do Sprawdź Kroki na schodach. Nie! Przecież nie jest jeszcze gotowa! Kolejny cios, w który włożyła całą siłę. Porywaczka w piance brnęła przez wodę do klatki. Kamera się zachwiała. O1ivia wymierzyła ostateczny cios. Nóżki nie wytrzymały, kamera wpadła do wody. – Nie! Co to ma być? – Na twarzy porywaczki malowało się przerażenie. – Ty suko, przestań! – Brnęła przez słoną wodę, usiłowała dosięgnąć kamery, zanim zniknęła pod wodą. O1ivia osunęła się na kolana, szukała kamery, nie zwracała uwagi na wodę zalewającą jej oczy. Wstrzymała oddech. Szukała. Musnęła kamerę, ale woda zniosła ją w bok. Spróbowała ponownie, ruchem dłoni powodowała ruch wody w swoją stronę. – Ej! – wrzasnęła morderczyni. – Nie! Przestań! Co ty wyprawiasz, do cholery? – Brnęła w stronę klatki. O1ivia zacisnęła dłoń na kamerze. Szarpnęła z całej siły. Uderzyła aparatem o pręty