Odsunął się, zaciskając szczęki. Alexandra wyskoczyła na korytarz i trzasnęła za sobą drzwiami. - Do diaska! - zaklął pod nosem. Pomysł był świetny. Przecież są dla siebie stworzeni. A poza tym ją kocha. Zamarł na dłuższą chwilę. Nie raził go piorun, więc ostrożnie powtórzył te słowa: kocham ją. Niestety, z tego faktu nic nie wynikało. - Do diaska! Nie przypuszczał, że kandydatka na żonę okaże się jeszcze bardziej niechętna małżeństwu niż on. Nie spodziewał się również, że będzie kochał kobietę, którą postanowi poślubić. Jedno z nich bez wątpienia jest szalone. Raczej nie Alexandra. 14 - Co takiego? - Victoria tak gwałtownie odstawiła filiżankę, że wylała połowę herbaty na spodeczek. Alexandra podeszła do kominka. - Oświadczył, że powinniśmy się pobrać, bo tak będzie dla niego wygodnie. - Rzeczywiście użył słowa „wygodnie”? - W każdym razie bardzo wyraźnie to zasugerował. - Lex, to wspaniała nowina! Wolałabym jednak, żebyś usiadła. Od patrzenia na ciebie kręci mi się w głowie. - Nie mam ochoty siadać. Poza tym twoi rodzice mogą wrócić lada chwila. Nie chcę http://www.liv-art.pl Philip stropił się, nie bardzo wiedząc, jak się zachować i co myśleć. Nie rozumiał reakcji żony. - Hope, kochanie... ona jest głodna. Trzeba ją nakarmić. Pokręciła głową i wcisnęła się głębiej w poduszki. Twarz małej poczerwieniała, nabrzmiały złością płacz wzmagał się z każdą chwilą. Wykrzywiona buzia stała się raptem brzydka i przerażająca, niczym twarz ze złych snów. Cień. Mroczny Cień miał już to dziecko w swoim władaniu. Philip mocniej zacisnął palce na dłoni żony. - Skarbie... ona cię potrzebuje. Musisz ją nakarmić. Kiedy Hope ani drgnęła, wziął dziecko na ręce i zaczął nieporadnie kołysać, ale mała nadal płakała w głos, darła się na całe gardło. Podał córeczkę żonie. - Musisz. Hope potoczyła błędnym wzrokiem po pokoju, szukając drogi ucieczki. Z każdego kąta wyzierał Cień, wszystko przypominało jej, jaka była głupia, jak nierozumna. Nie uwolniła się od spuścizny domu Pierron. Nigdy się nie uwolni. To potrzask, pomyślała z rozpaczą. Nie ma nadziei. Tkwiła w potrzasku. Tak jak przed laty. - Nie mogę. - W jej głosie wzbierała histeria. - Nie chcę.
tamtą stronę akurat w chwili, gdy Rose dzieliła się uwagą na temat zimy. Napotkał spojrzenie panny Gallant i uniósł brew. Zanim guwernantka odwróciła wzrok, po jej ustach przemknął cień uśmiechu. Lucien nagle zaczął się zastanawiać, czy ona również uważa tę salonową gadaninę za niedorzeczną. Sytuacja byłaby zabawna, zważywszy na to, że panna Gallant sama uczyła tych nonsensów, by zarobić na życie. Odzyskawszy nieco entuzjazmu, zwrócił się do Georginy Sprawdź Zerknął na nią zły, że z taką łatwością odgadła jego myśli. - Muszę cię rozczarować, St. Germanie, ale nie mam wobec ciebie żadnych oczekiwań. - A ja niewiele dbam, czy je masz, czy nie. - Świetnie. Jedźmy więc, jeśli jesteś gotowa. Po chwili jechali już St. Charles Avenue. Jednak zamiast kierować się aleją w kierunku Lee Circle, Santos skręcił na międzystanową, w kierunku zachodnim. - Wydawało mi się, że jedziemy na policję – zdziwiła się Gloria. - Skłamałem. Zerknął na szybkościomierz. Pędzili sto trzydzieści na godzinę. - Jak to skłamałeś? - Tak to - odparł, z satysfakcją zerkając na jej przerażoną minę. - Zatrzymaj natychmiast. Wysiadam. Wypuść mnie z tego wozu, słyszysz, Santos? - Przykro mi, Glorio, ale nie mogę. Ktoś cię potrzebuje. Ktoś bardzo dla mnie ważny. Nie mogę go zawieść. - To śmieszne - prychnęła. - Zatrzymaj albo oskarżę cię o uprowadzenie.