– Co?

niebieskie drzwiczki szafek nosiły ślady pocisków. Coraz więcej krwawych plam. Rozległe wgłębienie w dolnej szafce, o którą musiało uderzyć czyjeś ciało. Na jasnej podłodze łuski, zupełnie jakby ktoś celowo rozrzucił całą ich garść. Wyobraźnia Rainie zaczęła pracować. Głuchy stukot strzałów, przerażone krzyki dzieci. Dziewczynki i chłopcy wysypują się z klas przy wyciu syreny; nauczyciele drżącymi głosami nawołują o spokój. Chaotyczny bieg do wyjścia. Dzieci przepychają się, potrącają, potykają, padają. Krew na podłodze. Rainie wzięła głęboki wdech i poczekała, aż uspokoi jej się tętno. Jesteś profesjonalistką. Musisz wykonać zadanie. Sprawdziła pracownię piątej klasy, potem szóstej. Następnie bibliotekę – przestronną, z niekończącymi się rzędami książek. Nic. Wreszcie dotarła do końca korytarza, gdzie wśród kawałków szkła ze zbitej szyby w drzwiach leżały trzy nieruchome ciała. Nie chciała przyglądać się ofiarom, zwłaszcza dzieciom. Ten widok mógł ją osłabić, zostawić ślad gdzieś głęboko, gdzie nawet ona, taki twardziel, czuła się bezbronna. Wiedziała, że powrócą obrazy z przeszłości, choć tak bardzo pracowała nad wymazaniem ich z pamięci. Ale nie czas myśleć o sobie. Jej przeżycia nie miały tu nic do rzeczy. Teraz chodziło o sprawiedliwość należną ofiarom i ich najbliższym, choć nic nie zrekompensuje straty osieroconym rodzicom. Wzięła się więc w garść i pochyliła nad pierwszymi zwłokami. Dziewczynką leżała na http://www.lochcamelot.pl należał do jednej z córek. Ściany były wytapetowane: na żółtym tle różowe i fioletowe kwiaty. Podwójne łóżko przykrywała dobrana barwami kapa, a baldachim zdobiły całe metry bielusieńkiego tiulu. Przy ścianie stała biała 115 toaletka z owalnym lustrem, na którym przyklejono małe fotografie z kolejnych ważnych chwil życia dziewczyny: skoki na zajęciach cheerleaderek, zdjęcie z najlepszą przyjaciółką, bal maturalny. Na lustrze wisiał też zawieszony na wstążce suchy bukiet, a na blacie stała kolekcja kolorowych przy¬ tulanek. W pokoju znajdowała się tylko jedna filigranowa wiklinowa ławeczka. W tej chwili zajmował ją jeden z detektywów, brodą niemal dotykał kolan. Drugi stał. Quincy siedział na łóżku, ciężko podpierając się rękami. Gestapo załatwia Laurę Ashley - pomyślała Rainie. Serce jej się krajało, kiedy na

- Kimberly... - To nie twoja wina, tato. Nie twoja wina. Quincy w końcu skinął głową, chociaż obie wiedziały, że wcale jej nie, uwierzył. Wreszcie włożył koszulkę do worka marynarskiego swojej córki. Niedawno minęła pierwsza w nocy. W ciągu ostatnich dwóch dni właściwie żadne z nich nie spało, starając się zająć umysł czymś prostym i konkretnym. Sprawdź pogrążona w żalu matka. Z drugiej - dobrze poinformowany, uroczy mężczyzna. Wątpię, czy miała jakiekolwiek szanse. - Uważam, że posunął się o krok dalej w celu zdobycia jej zaufania - powiedział Quincy. - Uważam... On mógł udawać, że jest po transplantacji jakiegoś organu. Od Mandy. - Co?!-Rainie i Kimberly były zaskoczone. - Kiedy ostatni raz rozmawiałem z Bethie, pytała mnie o oddawanie organów. Była ciekawa, czy to możliwe, żeby biorca otrzymywał coś więcej poza tkanką. Czy to możliwe, żeby otrzymywał część duszy dawcy, jego uczucia i nawyki. Wtedy to zlekceważyłem. Dopiero dzisiaj zacząłem się zastanawiać, dlaczego mnie o to pytała. - Mój Boże - mruknęła Rainie. - Elizabeth zgodziła się na odłączenia córki od urządzeń podtrzymujących funkcje życiowe, a po paru tygodniach