- Ależ nie! Wykluczone...

– Wiedziałeś, co tam się stało, Shep. Od pierwszej chwili podejrzewałeś Danny’ego. Dlaczego? – Nie wydzieraj się na mnie, Lorraine Conner. Może nie jestem na służbie, ale wciąż piastuję urząd szeryfa w tym mieście! – Co się, kurwa, stało? Shep? Coś ty zrobił? – Jak możesz mnie tak traktować? Już nie pamiętasz, kto ci pomógł kilkanaście lat temu. Pomyśl, ile pytań powinienem był wtedy zadać. Ile pytań o to, co się stało tamtego dnia, nie doczekało się nigdy odpowiedzi. Nie drążyłem sprawy. Nie wywoływałem wilka z lasu. Teraz twoja kolej, żeby odpłacić tym samym. – Wynoś się stąd! – To mój syn! Cholera, Rainie, on jest moim synem... Ramiona Shepa zaczęły się nagle trząść. Stał na werandzie pośród pustych butelek po piwie i ukrywając twarz w dłoniach, opłakiwał swoje dziecko. Jezus Maria. Rainie weszła do domu i wyciągnęła z lodówki dwie butelki. Jedną bez słowa podała Shepowi. Drugą tuliła w dłoniach, czekając, aż przyjdzie poczucie siły, samokontroli. Dzisiaj też wytrzyma. Jezus Maria. Shep wziął się w garść. Otarł twarz rękawem koszuli. Zdjął kapsel z butelki i jednym haustem opróżnił ją do połowy. Po chwili dopił resztę. – Jak się tu dostałeś, Shep? – Przyjechałem. http://www.logopedawarszawa.com.pl/media/ Kimberly wybrać właściwy college. Stworzył spis kontrolny, który mógł pomagać w identyfikacji potencjalnych wielokrotnych zabójców. Odebrał telefon, w którym poproszono go, żeby przyjechał do pewnego szpitala w Wirginii, gdzie przyglądał się śmierci swojej córki. Czas sprawił, że Quincy żałował. Ale nauczył go też szczerości. Zrozumiał wreszcie, że jego praca wcale nie prowadzi do ocalenia świata. Pracował jako agent z tych samych powodów, dla których ludzie byli księgowymi, adwokatami i urzędnikami w wielkich firmach. Po prostu był w tym dobry. Lubił wyzwania. I czuł ogromną satysfakcję, kiedy robota została porządnie wykonana. Nie był takim mężem, jakim pragnął być. Nie był takim ojcem, jakim miał nadzieję być. Ale poprzedniego roku skojarzył trzy wielokrotne zabójstwa, które miejscowi śledczy uznali za całkiem przypadkowe.

Czas sprawił, że Quincy żałował. Ale nauczył go też szczerości. Zrozumiał wreszcie, że jego praca wcale nie prowadzi do ocalenia świata. Pracował jako agent z tych samych powodów, dla których ludzie byli księgowymi, adwokatami i urzędnikami w wielkich firmach. Po prostu był w tym dobry. Lubił wyzwania. I czuł ogromną satysfakcję, kiedy robota została porządnie wykonana. Sprawdź zaraz przybrał surową minę. - Stoi - powiedział zdecydowanie. Wziął marynarkę, wyciągnął jasno¬ brązową kopertę i rzucił na szklany blat stolika. - Po wypadku sporządzono raport. Znajdziesz w nim nazwisko policjanta prowadzącego dochodzenie. Na pewno zechcesz zacząć od niego. - Jezu, Quincy, nie powinieneś był tego czytać! - To moja córka, Rainie. Już tylko tyle mogę dla niej zrobić. A teraz chodź. Ja stawiam. - Co? 20 - Kolację. Tu jest za gorąco. Poza tym musisz się jakoś ubrać. - Bądź pewien, że pójdę w koszulce na ramiączkach. A ponieważ stawiasz, idziemy do Oba.