– Jak to?

– Ale chciałam, żebyś walczyła, chciałam, żeby RJ zobaczył, jak rozpaczliwie szukasz powietrza, a teraz... – Jęknęła. Klucze wysunęły się z jej dłoni, wpadły do klatki. W panice wsunęła rękę między pręty, żeby je wyłowić. O1ivia wyczuła swoją szansę. Odepchnęła porywaczkę. Jeśli uda jej się wyłowić klucze i otworzyć furtę, może dotrze do schodów... Łódź zaskrzypiała głośno, ponuro. Światła zamigotały. O1ivia miała serce w gardle. Teraz albo nigdy! Nabrała tchu, zobaczyła klucze na ziemi, zanurkowała. Włosy i ubranie unosiły się wokół niej jak chmura. Klucze kusiły na dnie. Z przerażeniem zobaczyła rękę porywaczki wijącą się między prętami i zahaczającą palcem o klucz! Nie, pomyślała. Płuca ją paliły, brzuch bolał. Nie! Wynurzyła się w tej samej chwili co porywaczka, wysunęła ręce spomiędzy prętów, wplątała palce we włosy wariatki i pociągnęła w dół. Porywaczka walczyła, miotała się, szarpała. O1ivia nie dawała za wygraną. Skoro ona ma utonąć, zabierze wariatkę ze sobą! OUvia miała wrażenie, że zaraz pękną jej płuca. Boże, pomóż mi. I znów wydawało jej się, że coś słyszy. Ale to nie trzask kadłuba, to co innego. Krzyki? http://www.logopedawarszawa.info.pl – Skojarzyłaś – zażartował. – Co dowodzi, że świetna z ciebie policjantka. – Jasne. Beze mnie nie daliby sobie rady w wydziale osób zaginionych. – Podchwyciła jego żartobliwy ton. – Nie łudź się, że słodkie słówka sprawią, że ci daruję spóźnienie. – Nawet nie śmiałbym. – Włączam DVD. Na Rambo przynajmniej mogę liczyć. – Oj! Będę niedługo. – Jasne, ale wiesz, że nie należę do kobiet, które pokornie czekają w nieskończoność. – A co z tobą nie tak? – zapytał. Zachichotała. – Drań! – Owszem. Słodki drań. I mnie kochasz. – W tym rzecz. Do zobaczenia. Rozłączyli się. Poczuł się lepiej. Corrme O’Donnell nie jest i pewnie nigdy nie będzie

Dalej – afera związana ze strzelaniną, gdy mylnie wziął dwunastolatka z pistoletem zabawką za mordercę, który celuje w partnera. Bentz ostrzegł dzieciaka i wystrzelił. Chłopiec, Mario Valdez, zmarł w drodze do szpitala. Bentz szukał zapomnienia w butelce i ze spapraną reputacją odszedł z wydziału. Na szczęście Melinda Jaskiel z Nowego Orleanu postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę. Więc się przeniósł. Sprawdź – Nadal chodzisz na fizykoterapię, nadal jesteś zbyt spięty. Koniec tematu. Pogadamy później. – Rozłączyła się. – Cholera jasna! – Przesunął kulę. Czubek zastukał o kamienną płytę, płosząc drozda, który siedział na krzewie magnolii. – Jasna cholera! – Zacisnął dłoń na komórce. Miał ochotę cisnąć ją w bagno, ale się opanował. Jeszcze czego, nieźle musiałby się z tego tłumaczyć. Na razie czepiali się jedynie jego stanu fizycznego. Nie chciał im podsuwać pretekstu do zainteresowania się jego psychiką. Żadnych psychiatrów. Żadnych analiz. Żadnych zwierzeń. O nie. Wstał z trudem. Mimo zapewnień, które składał Jaskiel, od wypadku miał kłopoty z równowagą. A noga czasami bolała jak diabli. Zdawał sobie sprawę, że nie nadaje się jeszcze do czynnej służby, ale od siedzenia w domu dostawał świra. Do licha, nawet z Olivią przestawało im się układać. Jej zegar biologiczny tykał jak szalony i naciskała na dziecko. Jego córka Kristi zbliża się do trzydziestki. Nie był przekonany, czy na pewno chce zaczynać