Nigdy dotąd nie był u Rainie. Nic więc nie powinno mu się tutaj z nią kojarzyć. Jednak

- Rozmawiałaś ostatnio z matką? 123 - Nie. Byłam... zajęta. - Kimberly spuściła głowę. - Zadzwoniła do mnie dwa dni temu. Martwiła się o ciebie. - Wiem. - Ja też się o ciebie martwiłem. - Wiem. Quincy odczekał chwilę. Kimberly zawsze wiedziała, że jest w tym mistrzem. Ale ona studiowała i też uczyła się różnych rzeczy. Na tym polega problem, kiedy ktoś idzie w ślady ojca. Dawniej wydawał jej się niemal bogiem. Ale ostatnio, jako osoba z pewnym doświadczeniem, rozumiała już jego stare sztuczki i wiedziała, że to on pociąga za sznurki. Kiedy to się stało pierwszy raz, była dumna ze swojej przenikliwości. Jednak po pogrzebie Mandy znów czuła się pusta. Wstał z kanapy. Zaczął się przechadzać po pokoju, jak miał to w zwyczaju, kiedy był spięty lub gdy pracował nad szczególnie skomplikowaną sprawą. Kimberly uświadomiła sobie, że był blady. Szczuplejszy, prawie wymizerowany. I wtedy zrozumiała. Wyglądał tak samo jak ona. Niewiele brakowało, żeby znów zaczęła płakać. Matka krzyknęła: Jesteś taka sama jak ojciec! http://www.meydycna-estetyczna.info.pl/media/ - Zabiłeś Mandy - powiedział Quincy. Cały czas się zbliżał. Andrews nadal trzymał opuszczony pistolet. Nie zastrzelił żadnej ze swoich innych ofiar. Quincy pomyślał, że być może posługiwanie się bronią palną nie było jego mocną stroną. Zasadzka to jedno. Strzał z bezpośredniej odległości to co innego. - To było proste - warknął Andrews, ale mówił drżącym głosem. Znajdująca się za nim Rainie powoli wyciągała rękę, sięgając po pistolet, który Quincy spostrzegł pod szklanym blatem stołu. Natychmiast odwrócił wzrok, żeby Andrews nie popatrzył w tę samą stronę. Teraz patrzył na Kimberly, która jęczała u stóp Andrewsa. - Zabiłeś Bethie - powiedział Quincy. - To też było proste. - Andrews obrócił się błyskawicznie, chwytając Kimberly ręką za szyję i podciągając ją przed siebie. Kimberly otworzyła

trzymał ją za rękę. Zabawne, miała trzydzieści dwa lata, a nigdy dotąd z nikim nie chodziła za rękę. Potem on otworzył jej drzwi, ale zanim zdążył wsiąść, ona poczuła dziwny ból w piersi. Znów chciała go dotykać. Znów chciała go mieć w sobie, oplatać go nogami i przytulać. Ale kiedy dojechali do domu, po prostu położyła zmęczonego Quincy'ego do łóżka. Długo nie mogła zasnąć. Głaskała zmarszczki na jego twarzy, te, Sprawdź Na zdjęciu nie widać nawet jednej dziesiątej tego, co on tam zro¬ bił. - Co pani zamierza? Rainie uśmiechnęła się do de Beersa. - Mój klient ma jeszcze jedną córkę. Chcę dopilnować, żeby tak zostało. 150 Dwie minuty później de Beers patrzył, jak Rainie wsiada do wypożyczonego gruchota i uruchamia silnik. Zauważyła, że detektyw na nią patrzy, po czym wyjechała z parkingu i skierowała się na autostradę. Nagle zaczęło padać. W oddali dały się słyszeć pierwsze grzmoty. Rainie jechała w deszczu, słuchając miarowej pracy wycieraczek i od czasu do czasu sprawdzając pas bezpieczeństwa. Trzymał jak należy. Godzina dwudziesta druga piętnaście. Osiem godzin do wyjazdu. Na razie