Fantazjowała. Że się zbuntuje i matka przestraszy się jej. Że chociaż raz się odpłaci, może

Drugi list Aleksego Stiepanowicza Wiem, że spóźniłem się z dalszym ciągiem nad wszelką miarę, ale są po temu całkiem poważne powody. Otóż to: cał-kiem po-waż-ne. Czarny Mnich to nie sztuczki jakiegoś zręcznego oszusta, jak przypuszczałem z początku, tu idzie o coś innego. O co właściwie – na razie sam nie rozumiem. Lepiej opowiem o wszystkim zgodnie z kolejnością wydarzeń. Po pierwsze – żeby się nie zaplątać, a po drugie – mam ochotę samemu sobie przepowiedzieć, co tu się właściwie działo, co było najpierw, a co potem. Bo bez tego w głowie mi się kołuje. Wysławszy do Waszej Przewielebności poprzedni list i spożywszy solidną kolację (czyżby minął zaledwie tydzień? wydaje się, że miesiące, a nawet lata), poszedłem na Mierzeję Postną niczym na wesoły piknik, zawczasu smakując kawał, jaki wytnę przypuszczalnemu mistyfikatorowi, który postanowił postraszyć spokojnych mnichów. Rozlokowałem się między dwoma wielkimi głazami, w wybranym z góry miejscu, z wszelkimi wygodami. Podścieliłem sobie zabraną z hotelu kołdrę, w moim termosie chlupotała herbata z rumem, w zawiniątku miałem przygotowane słodkie pierożki ze znakomitej tutejszej cukierni „Kuszenie Świętego Antoniego”. Siedzę sobie, przekąszam i podśmiewam się w oczekiwaniu na wzejście księżyca. Na jeziorze ciemno choć oko wykol, ni licha leśnego (ściślej – wodnego) nie uświadczysz, i tylko mętnie prześwituje plama Rubieżnej. http://www.mojabudowa.info.pl/media/ mordować młode dziewczyny. – No właśnie – podchwycił Quincy i z aprobatą skinął głową. Rainie uświadomiła sobie, że odwzajemnia jego uśmiech. Agent specjalny miał niebieskie oczy, które kiedy się uśmiechał, nabierały blasku i ciepła – urzekające oczy Paula Newmana. – Nadal brzmi to dla mnie jak psychologiczny bełkot – upierał się Sanders. – Te dzieciaki są mordercami. Koniec, kropka. Najlepiej zamknąć je i wyrzucić klucz. – Bez względu na wiek? – zapytał łagodnie Quincy. Wciąż patrzył na Rainie. Po chwili oboje zmieszani wlepili wzrok w sałatkę. – Pewnie – powiedział Sanders. – Jeśli kogoś stać na taki czyn, powinno go być też stać na poniesienie kary. Quincy wzruszył ramionami. Najwyraźniej miał na ten temat inne zdanie. Nadział na widelec następny kęs i zaskoczył Rainie i Sandersa swoją odpowiedzią. – Może. Bóg jeden wie, że niemało już widziałem. – Zamyślił się na chwilę. – Niektóre

czasem potrzebuję trochę rozrywki. – A więc tym był dla ciebie Danny O’Grady? Rozrywką? Charlie wzruszył ramionami. – Danny jest interesującym chłoptasiem. Ma w sobie potencjał, jeśli wiecie, o co mi chodzi. – Ja nie wiem. Był dobrym uczniem, inteligentnym, nie sprawiał kłopotu. Myślałam, że Sprawdź – Ranili... mnie. – Nie żartuj, naprawdę? – Zmuszała się do beztroskiego tonu, jak gdyby ucinali sobie pogawędkę przy obiedzie. – Widziałeś, kto to zrobił? – Wyszedł... zza... rogu. Skóra Bradleya przybierała błękitnawy odcień. Sinica. Potem nastąpi wstrząs oligemiczny na skutek upływu krwi i w końcu utrata przytomności. Jeśli krwawienie nie zostanie powstrzymane, Bradley umrze. Walt i Emery uwijali się jak w ukropie, ale kolejne bandaże nasiąkały czerwienią. – Usłyszałem strzały... wydyszał ranny. – Chciałem... pomóc. – Jesteś dzielny, Bradley. Skrzywił się. – Wyszedł zza rogu... bum. Nie... widziałem. – Kto strzelał?