- Jak śmiesz, Kilcairn! - krzyknęła ciotka Fiona.

- Że jesteś jej matką - dokończył Santos. - I nie oburzało cię to, nie widziałaś w tym nic złego? - Nie zrozumiesz. - W głosie Lily zabrzmiał gromadzony przez lata ból. - Ona weszła w inny świat. Zerwała z przeszłością, z grzechem, który ciążył nad całym moim życiem. Uwolniła się od mrocznego legatu kobiet z naszej rodziny. - Opowiadałem Glorii o tobie, o moim dobrym aniele... - Santos uśmiechnął się ciepło. - Mogłabyś poznać swoją wnuczkę. Tęskniłaś za nią, pragnęłaś stać się częścią jej życia. Teraz masz szansę. - Czując, że Lily drży, Santos mocniej uścisnął jej dłoń. – Ona już cię lubi, uważa, że jesteś wspaniała. Kiedy cię pozna, pokocha równie mocno jak ja. - Nie. - Lily odwróciła głowę. - Nie chcę się z nią spotykać. Nigdy. - Dlaczego? Ona jest zupełnie inna niż matka. Pełna ciepła... miłości. Zupełnie jak ty. - Cofnij te słowa. Nie mów tak. Nie wolno ci tak mówić, rozumiesz? Santos nie wierzył własnym uszom. Nie zdawał sobie dotąd sprawy, że Lily ma tyle pogardy wobec samej siebie, że czuje się aż tak mało warta. Czy po trosze nie za sprawą Hope? - To jakieś szaleństwo, Lily. Chcesz ją przecież poznać, być z nią. Czemu sobie tego odmawiasz? - Nie - znów pokręciła głową. - Gloria nie może się dowiedzieć, kim była jej babka. Nie dopuszczę do tego. Santos na tyle dobrze znał Lily, by wiedzieć, że skoro raz coś postanowiła, nic nie zmieni jej decyzji. Ale on też potrafił być uparty. - Zapomnij wreszcie o przeszłości, teraz liczy się tylko twoje dobre serce. - Wstał z kanapy, ukląkł przed Lily, ujął jej dłonie, zmuszając, żeby spojrzała mu w oczy. - Potrafię odróżnić dobro od zła. Ty jesteś dobra, Lily. Przyjęłaś mnie pod swój dach, zaopiekowałaś się mną. Dałaś mi dom. Miłość. A przecież byłem dla ciebie nikim. Twoja córka postąpiła źle, ale to nie znaczy, że masz zapomnieć o Glorii. Nie wolno ci rezygnować. Lily drżały usta od powstrzymywanego płaczu. Kiedy wreszcie się odezwała, ledwie dobywała słowa. - Nie zniosłabym tego, gdyby... i ona odwróciła się ode mnie. Gdyby miała patrzeć na mnie ze wstrętem. Nie chcę, żeby wiedziała. Obiecaj, że nic jej nie powiesz. - Nie mogę ci tego obiecać, Lily. Nie mogę składać obietnic, których nie dotrzymam. Po policzku Lily spłynęła jedna samotna łza. - Kochaj ją, Santosie, bądźcie szczęśliwi, ale mnie zostaw w spokoju. Może nie dzisiaj, nie jutro, ale przyjdzie taki dzień, kiedy się okaże, że nie możesz dzielić swojego życia między mnie i Glorię. Będziesz musiał wybierać. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY Gloria długo jeszcze siedziała na schodach pod drzwiami Liz. Była przerażona, zrozpaczona, niezdolna się ruszyć. Nie wiedziała, co ze sobą począć, nie potrafiła myśleć, nie umiała podjąć żadnej decyzji. Z zewnątrz dochodziły odgłosy grzmotów, lecz w mieszkaniu Liz zaległa nareszcie cisza. http://www.oczyszczalnie-sciekow.net.pl/media/ godzin będzie ciemno. Skinęła głową i pociągnęła go za rękę ku ławce. Serce waliło mu młotem. Miał nadzieję, że Alexandra tego nie słyszy. - Usiądź - powiedziała. - Nie jestem jedną z twoich uczennic. - Siadaj. Tym razem posłuchał. Przesunął się w bok, robiąc jej miejsce, lecz ona najpierw długo na niego patrzyła, a potem ku jego zaskoczeniu padła przed nim na kolana. - Nie rób tego - zaprotestował i schylił się, żeby ją podnieść. - Wszystko w porządku. Nic nie mów, tylko choć raz mnie wysłuchaj. - Dobrze. - Dziękuję. - Wzięła głęboki oddech. - Chcę cię przeprosić. Mówiłeś i robiłeś bardzo miłe rzeczy, a ja...

Nie zrobił żadnego ruchu. - Dobranoc, panno Gallant. Dotarłszy do swojego pokoju, zamknęła drzwi i przystanęła nasłuchując. Gdy podest lekko zaskrzypiał, pospiesznie zasunęła rygiel. Usłyszała ciche kroki, a chwilę później ledwo słyszalne trzaśniecie w drugim końcu korytarza. Przyjmując posadę w Balfour House, chyba popełniła wielki błąd. Po awansach Sprawdź - Ja ciebie bardziej. Karolina ułożyła się przy nich na łóżku. Bryce spojrzał na obie swoje kobiety, poprawił poduszkę i pomyślał, że życie nie może być lepsze. Splinder Erica ZAKAZANY OWOC Przełożyła: Klaryssa Słowiczanka „KB” PROLOG Vacheńe, Luizjana, 1959 Hope Pierron siedziała przy oknie swojej sypialni na drugim piętrze i spoglądała na leniwy nurt Missisipi. Uśmiechnęła się do siebie. Podniecona i zdenerwowana, panowała w pełni nad swoimi odczuciami. Całe życie czekała na ten dzień. Kiedy wreszcie nadszedł, nie mogła sobie pozwolić na najmniejszy błąd, wiedziała, że musi zachować ziiriną krew. Przycisnęła dłoń do rozgrzanej słońcem szyby. Miała ochotę wypchnąć ją, wydostać się, uciec precz, ku wolności. Ile razy w ciągu czternastu lat zamknięcia w tym domu z czerwonej cegły ogarniało ją podobne pragnienie? Przemienić się w ptaka, rozwinąć skrzydła, odlecieć. Od dzisiaj nie będzie musiała tęsknić za skrzydłami. Dzisiejszy dzień przyniesie jej wolność. Wolność i wyzwolenie od stygmatu grzechu. Od matki i ludzi, którzy ją otaczali. Dzisiaj urodzi się na nowo. Przymknęła powieki. Myślała o przyszłości, ale przed oczami przesuwały się obrazy z przeszłości, z lat spędzonych w znienawidzonym domu z czerwonej cegły. Zbudowany w 1917 roku Pierron House przy River Road był jednym z przejawów kultury południowej Luizjany. Jej babka Camellia, pierwsza madame Pierron, przeniosła się tutaj z córką i dziewczętami na krótko po likwidacji Storyville, dawnej nowoorleańskiej dzielnicy uciech.