napierajace na jej brzuch i piersi, jego uda w mokrych d¿insach

- Nie mogę tu zostać - powiedziała Shelby, kładąc ręce na pulchnych ramionach Lydii. - Nie na zawsze, nie. Ale może na kilka dni? To by mu sprawiło taką ulgę... taką radość. - Kiwnęła głową w 11 stronę patio na tyłach rezydencji, gdzie sędzia wciąż siedział obok basenu. - I mnie też. Por favor. Kilka dni. Semana. - Tydzień? - zapytała Shelby. - Mowy nie ma. Nie dam rady. - A cóż by to szkodziło? Twojemu ojcu by się to spodobało, a ja... ja dopilnowałabym, żebyś ździebko przytyła. Od twojego wyjazdu wiele się zmieniło. - Zacisnęła wargi, tak że widać było wokół nich zmarszczki. - On nie jest... no, wiesz... nie jest tym, czym go nazywasz. Monstruo. Shelby musiała się uśmiechnąć. - Potworem, Lydio. Nie monstrum. Nie przekręcaj słów. - Si. Potworem. - Ja... pomyślę o tym. - Zrób to, a ja będę się modliła. Do Matki Boskiej i... - Ona sobie poradzi. Nie musisz wzywać wszystkich świętych - rzuciła Shelby. Na to małe bluźnierstwo przerażenie pojawiło się na pucołowatej twarzy Lydii. Shelby wybuchnęła śmiechem i ucałowała ją w policzek. - Pozwól, że załatwię to po swojemu, dobrze? Nie potrzebuję ani ciebie, ani Najświętszej Dziewicy, ani nawet Pana Boga, żeby mi mówili, co mam robić. Kiedy Shelby wyciągnęła rękę do klamki frontowych drzwi, Lydia przeżegnała się z prawdziwie religijnym żarem i zaczęła mamrotać po hiszpańsku o upartych, nierozsądnych młodych kobietach, które nie wiedzą, gdzie http://www.oczyszczanieorganizmu.net.pl/media/ - Kto dzwoni? Szczęknięcie. - A niech to! - Rzucił słuchawkę i znowu ogarnęło go złe przeczucie. Komuś to bardzo odpowiadało. Ale dlaczego? Czy to był tylko kawał? Być może ktoś o chorym poczuciu humoru chciał podziałać jemu i Shelby na nerwy. A może to było coś poważniejszego i naprawdę groźnego? Ross McCallum wrócił do miasta. Ktoś specjalnie zwabił tu Shelby. Obserwując przez siatkowy parawan nadciągające chmury, Nevada zacisnął zęby tak mocno, że aż zabolała go szczęka. Coś zdecydowanie wisiało w powietrzu. Coś złego, niegodziwego. On to coś wyczuwał: doświadczał takiego wrażenia, kiedy zaglądał w zimne oczy zabójcy. Wyjrzał na zewnątrz i patrzył na zbliżającą się burzę. Wiedział, że może być ofiarą jakiejś wymyślnej pułapki. Podniósł jednak słuchawkę i wykręcił numer do sędziego. Po trzecim dzwonku zgłosiła się Lydia Vasquez.

- Jemu to nie przeszło. 43 - Owszem, przeszło. W jego ¿yciu od tej pory było mnóstwo kobiet - rzucił Alex niecierpliwie, wyraznie rozdra¿niony. Jakby ten temat nie był mu całkiem obojetny. - Z ¿adna nie był dłu¿ej ni¿ pare miesiecy. On i Marla... Sprawdź znajdował się niebezpiecznie blisko jego klaki piersiowej. - Zrób sobie zabieg, Shep, i postaraj się o tę posadę szeryfa, bo mam dosyć tej nędzy. Wierz mi, dopóki tego nie zrobisz, nie będę z tobą spała. - Ależ kochanie... - Nie. - Gniewnie wykrzywiła usta. - Nawet nie myśl o tym, żeby mnie dotykać. Zrozumiano? Nie zmienię decyzji, więc jeśli nie chcesz spędzić reszty życia napalony jak byk czempion sędziego Cole’a, musisz iść na ten cholerny zabieg. W tym momencie domem wstrząsnął krzyk, który mógłby zbudzić nieboszczyków w sąsiednim okręgu. Do kuchni wpadła czerwona na twarzy i wrzeszcząca wniebogłosy Candice, a tuż za nią Donny. - Coś ją ugryzło! - zawył malec i Shep zauważył, że na przedramieniu córeczki tworzą się dwie jaskrawoczerwone obwódki. Candice zanosiła się płaczem. Donny cały we łzach, wtulił się w kąt. Peggy Sue wzięła córkę na ręce i rzuciła mężowi gniewne, zmęczone spojrzenie. - Zrób to, Shep - wyszeptała, gdy tymczasem skwierczący i przypalający się bekon zasnuł dymem dom, w którym już i tak było mroczno od milczących oskarżeń i straconych marzeń.