dzieci są niebezpieczne – powiedział w końcu z większym przekonaniem. – Niektórym

tylko praca. – Rainie, co się wydarzyło czternaście lat temu? – Spójrz, która godzina. Po północy. Muszę lecieć. – Czternaście lat temu. Dawno, ale nie na tyle, żeby zapomnieć, prawda, Rainie? – Spotkamy się rano? Mamy mnóstwo roboty. No ale przecież tak naprawdę nie należysz do zespołu dochodzeniowego. Jeden telefon i już cię nie ma, oboje o tym wiemy. – Rainie... – Przestań, do cholery! Czemu, kurwa nie możesz przestać? – Bo ja to ja! Bo nie jestem głupi i, Bóg mi świadkiem, zależy mi na tobie! I ja też nie jestem ci obojętny, inaczej nie przychodziłabyś do mojego pokoju co wieczór, szukając rozmowy. No więc proszę. Pogadajmy, Rainie. Chcesz mówić. A ja chcę słuchać. Dalej. Miejmy to już za sobą! – Nie wierzę w te wszystkie brednie. – A ja nie wierzę, że zapomniałaś nazwisko faceta, który ponoć zabił twoją matkę. Wypowiedział te słowa z brutalną siłą. Rainie zamarła. Przez chwilę myślała, że się przesłyszała. Niemożliwe. Nikt... Jak on... Serce dudniło jej w piersi. Ale to przecież Quincy. Dlatego odgadł. W końcu był najlepszym z najlepszych w FBI, a ona przychodziła do niego co wieczór, po trochu odkrywając prawdę. – Nie wiesz, o czym mówisz – zaoponowała słabym głosem. http://www.ogrodymody.com.pl cerkiewnymi. Ciekawym typem jest doktor Donat Sawwicz Korowin – właściciel i dyrektor lecznicy. Ten milioner filantrop jest człowiekiem wyjątkowo niejednoznacznym, ochoczym do wszelkich zabaw i doświadczeń z żywymi ludźmi. Stać by go chyba było na urządzenie takiej mistyfikacji w jakichś tam naukowych celach: powiedzmy – żeby zbadać oddziaływanie wstrząsu mistycznego na różne rodzaje psychiki czy coś w tym rodzaju. A potem wydrukować artykuł w jakimś „Heidelberskim Roczniku Psychiatrycznym”, żeby podtrzymać reputację znakomitości, na moje nieuczone oko niezbyt zasłużoną (leczy tych swoich pacjentów, leczy, ale wyleczyć ich jakoś nijak nie może). I wreszcie w „Wasiliska” może się zabawiać któryś z pacjentów Korowina. Wszystko to są ludzie niezwykli, przebywają na swobodzie. Jest ich wszystkiego dwudziestu ośmiu (obecnie, razem z Aleksym Stiepanowiczem i Matwiejem

47/86 bonariuszowska, a tajnym stowarzyszeniom przybywa członków. Wielu oficerów gotowych jest za wszelką cenę wracać do kraju – z bronią w ręku. Rozchodzą się wieści, jakoby Anglia i Franc ja porozumiały się ze Sprawdź Rainie zamilkła. Po ośmiu latach pracy z Shepem znała jego dzieci jakby należała do rodziny. Ośmioletnia Becky miała bzika na punkcie koni. Trzynastoletni Danny uwielbiał spędzać wolne popołudnia w komendzie. Kiedyś Rainie podarowała mu plastikową odznakę szeryfa. Nosił ją przez sześć miesięcy. Kiedy Rainie przychodziła do nich na kolację, zawsze chciał siedzieć przy niej. Wspaniałe dzieciaki. Dwoje wspaniałych dzieci, a razem z nimi dwieście pięćdziesięcioro innych równie wspaniałych. I żadne nie ma więcej niż czternaście lat... Nie, nie w Bakersville. Chuckie miał rację: takie rzeczy nie zdarzają się w Bakersville. – Obejmę dowództwo – zgodziła się cicho. – Dzięki, Rainie. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Wyłączył się. Rainie dotarła do kolejnych czerwonych świateł i musiała przycisnąć hamulec. Na szczęście samochody zauważyły sygnał i w porę się zatrzymały. Niejasno zdawała sobie sprawę ze zdumionych min kierowców. Syreny policyjne na Main Street? Na