tego

w szpitalu. Pewnie zachodzą w głowę, co się z nią dzieje. Jeszcze odrobina tej kurtuazji, a chyba eksploduje. - On jest bardzo niezależny, prawda? - ciągnęła Hinduska. - Chyba tak. - A także dumny, powiedziałabym. Dlatego okropnie go krępowało, że przynoszę mu herbatę do łóżka, a jednak mi pozwolił. To właśnie miałam na myśli, mówiąc, że to nie w jego stylu. - Na pewno jest bardzo wdzięczny za pomoc. - Dla mnie to przyjemność, że mogłam mu się choć trochę zrewanżować. - Pani Khan uśmiechnęła się znowu. - Mój mąż zupełnie nie zna się na ogrodnictwie, a dzięki pomocy Johna nasze rabatki są naprawdę piękne. - Z pewnością. Myśli pani, że może przyjmować wizyty? - O tak, bardzo się ucieszy, ale, jak już mówiłam, na razie śpi. Właściwie to akurat wychodziłam, żeby przynieść trochę cukru, bo Johnowi się skończył. - On strasznie dużo słodzi, prawda? - Więc może zechcesz zaczekać chwileczkę w dużym pokoju? Potem zaparzę dla nas herbatę i zobaczymy, może John się obudzi. 311 http://www.onkolog-szczecin.pl/media/ książęce tytuły. Wasz głos jest wszędzie słyszalny. - Sama przynależność do królewskiego rodu nic nie znaczy - powiedział łagodnie Tanner. - Jednak wasz głos liczy się bardziej niż głos takiego szarego, normalnego człowieka jak ja. - Na pewno nie wiem o tobie jeszcze zbyt wiele, ale jedno jest pewne: ty wcale nie jesteś normalna. - Miło słyszeć - powiedziała z uśmiechem Shey, bo naprawdę wcale nie poczuła się urażona. - Wielkie dzięki. Ubliżasz mi, choć wzięłam cię pod swoje skrzydła. Pilnowałam, by w tym wielkim i strasznym kraju nikt cię nie skrzywdził. Dopiero teraz Tanner zauważył, że oboje się zatrzymali.

— Czy to komplement? — spytała lady Rothley niepewnie. — I to jaki! — Tempera bardzo lubiła ten szczególny uśmiech, który właśnie rozjaśnił twarz lady Rothley. To prawda, pomyślała, książę miał rację. Lady Rothley do złudzenia przypominała postaci Tycjana z tych obrazów. Sprawdź zaułku, biegnącym pomiędzy Hampstead High Street a Heath Street, gdzie w odległości paru kroków było kilka salonów fryzjerskich, butiki, kawiarenki i spory wybór restauracji. Choć urodzona w Londynie, Sylwia w wieku dziewiętnastu lat poślubiła Szwajcara Ericha Lehrera i wyjechała z nim do Zurichu. Po zbyt wielu latach znoszenia jego niewierności ze względu na dobro córki ostatecznie się rozwiodła i zabrała jedenastoletnią Karolinę z powrotem do Londynu. - Gdybym nie wytrzymała, Groosi, mogę się przenieść do ciebie? - spytała ją Imogen ostatniej nocy. To pieszczotliwe przezwisko było pozostałością po szwajcarskich latach Sylwii. Wprawdzie nigdy nie opanowała skomplikowanego języka Schwyzertusch, ale nie zależało jej, by