popchnęła, czyli zmusiła Chloe do fałszowania podpisów Matthew.

- To Alfredo. - Lorenzo stał się nagle bardzo rzeczowy. - Ubierz się i przyjdź do gabinetu. Alfredo będzie chciał od razu podpisać wszystkie dokumenty. Jodie patrzyła w ślad za nim. Bardzo chciała mu powiedzieć, że zmieniła zdanie. Przebić się przez mur jego arogancji i zniszczyć jego dumę, tak jak on zniszczył jej. Jak mogła tak zareagować na jego pieszczoty? Jak mogła na nie odpowiedzieć? Zapewne uznał już, że może z nią zrobić, co mu się żywnie podoba, i że może ją mieć w każdej chwili. Nie zamierzała na to pozwolić, ale z drugiej strony pokusa, by pojawić się na ślubie Johna i Louise z mężem u boku, była zbyt silna. Czy na tyle, by podjąć ryzyko? Zdecydowała, że tak. Zabrała czyste rzeczy i poszła pod prysznic. Niezależnie od tego, co mówił i robił Lorenzo, ona nie pragnęła intymności z mężczyzną. Skoro John okazał się niegodny zaufania i to w chwili, gdy deklarował uczucie, z pewnością nie powinna ryzykować ponownie. Kwadrans później, wykąpana i ubrana, z wciąż wilgotnymi włosami związanymi na karku, Jodie stanęła na progu gabinetu, który Lorenzo pokazał jej poprzedniej nocy. Mogłaby przysiąc, że nie zdradziła swojej obecności najlżejszym dźwiękiem, podniosła tylko rękę, żeby grzecznie zapukać do drzwi, zanim jednak zdążyła to zrobić, wiedziony szóstym zmysłem Lorenzo stanął w progu, ujął ją za ramię i wprowadził do środka. Dla postronnego obserwatora sposób, w jaki jego mocne, smukłe palce obejmowały jej nadgarstek, mógł się wydawać opiekuńczy, jak typowy gest kochanka pragnącego podkreślić swoje prawo do kobiety. - Już się zastanawiałem, co cię zatrzymuje. - Nie było mnie tylko pół godziny - broniła się słabo. - Dla nas to wieczność - powiedział miękko, rzucając jej spojrzenie tak namiętne, że jej oczy pociemniały i rozszerzyły się zdumieniem. Pomyślała, że wspaniale byłoby być rzeczywiście kochaną i pożądaną przez takiego mężczyznę. Mężczyznę, który nie obawiał się okazywania uczuć. Ale szybko przypomniała sobie, że ani Lorenzo jej nie kocha, ani ona tego od niego nie chce. - Pozwól, Alfredo, że cię przedstawię mojej przyszłej żonie. Prawnik był w tym samym wieku, co Lorenzo, ale nie tak wysoki i przystojny, jak spodziewała się Jodie. Miał jednak bardzo ładne, lśniące ciepłym blaskiem oczy i miły uśmiech. - Lorenzo właśnie opowiadał mi o tobie. Myślałem, że przesadza, ale teraz widzę, że po prostu oddał ci sprawiedliwość - komplementował ją ciepło. Jodie wiedziała, że to tylko uprzejmość, ale nie mogła się powstrzymać i posłała mu uśmiech, od którego na policzkach zrobiły jej się dołeczki. Od razu dobrze się poczuła w jego towarzystwie. - Nic dziwnego, że spieszy ci się do ołtarza, Lorenzo - mówił dalej Alfredo. - Na twoim miejscu... - Ale nie jesteś na moim miejscu, prawda? - uciął Lorenzo, co Jodie odebrała jako nieznośną arogancję. Prawnik jednak nie wydawał się obrażony. Roześmiał się tylko. - Nie potrzebujesz być zazdrosny, mój przyjacielu. Właśnie pytałem Lorenza, gdzie się spotkaliście. Pewno w czasie którejś z jego podróży na tereny dotknięte kataklizmami. Lorenzo bywa tam często jako doradca rządowy przy naszych programach pomocy. - Zwrócił się do niego: - Tak jak zleciłeś, zagwarantowałem pokrycie kosztów opieki medycznej dla dzieci uczestniczących w programie wymiany protez kończyn. - Alfredo odwrócił się do Jodie i obdarzył ją czarującym uśmiechem i lekkim wzruszeniem ramion. - Na pewno już wiesz, że twój przyszły mąż ma serce i kieszeń otwarte dla potrzebujących. Spotkałaś go w trakcie pracy charytatywnej? Jodie przypomniała sobie rzucane wcześniej pod adresem Lorenza oskarżenia i poczuła, że twarz jej płonie. Kątem oka zauważyła grymas na jego twarzy i zrozumiała, że jej przyszły mąż nie jest zadowolony z wynurzeń Alfreda. http://www.operacje-plastyczne.org.pl/media/ 184 z nami został, i ja go poproszę, ale tak, żeby Groosi, Chloe i Izabela to usłyszały albo przynajmniej dowiedziały się o tym. - Nabrała tchu. - A jeśli ktoś cię zapyta, dlaczego zrobiłaś coś tak beznadziejnie głupiego, to odpowiedz, że po prostu nie mogłaś znieść myśli o stracie wszystkich tych, których kochasz. Bo w końcu to prawda, no nie? Imogen wzruszyła ramionami. - Tylko nic więcej, jasne? - ciągnęła Flic w nowym przebłysku natchnienia. - No, ewentualnie, że czasem sprawiałyśmy kłopoty mamie i Matthew, a ponieważ mama nie żyje, to masz wyrzuty sumienia. I jeszcze czytałaś, że stres może spowodować raka, więc czujesz się winna także choroby Groosi. - Kurde - odezwała się z podziwem Imogen, kręcąc głową. -

by wprowadzić w błąd znawcę sztuki! Mówiąc to spojrzała mu prosto w oczy i dojrzała w nich dziwny, trudny do określenia wyraz. Nie była to frustracja z powodu przyłapania na gorącym uczynku, i na pewno nie było to zakłopotanie. Lord Eustace przyglądał jej się badawczo. Temperze przemknęło przez myśl, że może chce Sprawdź się w niebo wieża zbudowana z okazji dwóchsetlecia miasta. Ulicą mknęły samochody, tłumy ludzi wyległy na nabrzeże. Niektórzy łowili ryby, niektórzy spacerowali, inni siedzieli przy restauracyjnych stolikach wystawionych na ulicę. Dziwne, ale wcale nie poczuła się lepiej. Dzisiaj wszystko działało jej na nerwy. I to coraz bardziej. Aż trudno jej z tym wytrzymać. To przez Tannera. To jego wina. Z jego powodu czuła się podenerwowana i rozdrażniona, jakby zaraził ją jakąś chorobą. Jutro się z nim zobaczy i jutro dojdzie do decydującej rozmowy. Wyjaśni mu kilka rzeczy. Tanner musi zdać sobie