gestu. Ruszyli przez amfiladę pokojów.

Był agentem służb specjalnych. Ona pracowała dla CIA. Nie ukrywał tego faktu, a ona owszem. W tej chwili jednak niczego przed sobą nie kryli. Zawładnęła nimi gwałtowna namiętność. Klara z rozkoszą jej uległa. Teraz, gdy w podnieceniu rozpinała pasek spodni mężczyzny, na jego twarzy malowało się pożądanie. Z jękiem przyparł ją do ściany i pocałował tak gwałtownie, że wszystko wymknęło się im spod kontroli. Klara właściwie na to liczyła. Pragnęła tego człowieka od chwili, gdy go zobaczyła. Chciała spędzić z nim tę noc. Był przystojny i tak pociągający, jak to potrafi tylko tajny agent Miał ciemne włosy, błękitne oczy, subtelne rysy twarzy, co sprawiało, że chciała całować się z nim do świtu. Dodatkowo zniewalał urokiem dżentelmena z Południa. Tuż za nimi na podłodze hotelowego pokoju kłębiły się ich ciemne ubrania. Takie, jakie nie rzucają się w oczy, co jest konieczne w tej pracy. Teraz jednak oboje byli prawie nadzy. Mężczyzna westchnął, jakby przyznawał, iż jest gotowy na wszystko, czego tylko Klara zapragnie. Wysłała taki sam sygnał - zsuwając mu spodnie, ujmując za pośladki i przyciągając ku sobie. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa - powiedział, przesuwając ustami po jej szyi i ramionach. - Nie bardziej niż ty mnie. Rozpiął staniczek, odrzucił go za siebie i dotknął piersi Klary. Westchnęła głęboko, gdy kciukiem zaczął pieścić sutki. Od samego dotyku mogła eksplodować. - Myślałem o tym, odkąd cię zobaczyłem. - To również sobie wyobrażałeś? - spytała z uśmiechem, dotykając językiem brodawki męskiej piersi, od czego drgnął, a co sprawiło jej przyjemność. - Tak. Klara zsunęła mu spodnie, schyliła się, by je odrzucić dalej, a potem położyła dłonie na męskich biodrach. Dotknięcie muskularnego ciała podnieciło ją jeszcze bardziej. Przesunęła rękę niżej i przekonała się, że Bryce był bardzo podniecony. Nie wytrzymał, chwycił jej dłoń. - Moja kolej - powiedział. Ukląkł i zdjął jej majteczki. Poczuła, że traci oddech. Ściągając z jej nóg pończochy, całował teraz każdy centymetr odsłanianej skóry. - Przypuszczałem, że nosisz właśnie takie - mruknął. Takie myśli w sali pełnej dyplomatów i osobistości wielkiego świata, wśród których znajdowała się również żona byłego prezydenta, budziły w nim dzikie pożądanie. Teraz Klara miała na sobie tylko sznurek pereł. - Widzę, że mój tajny agent fantazjował odważniej, niż przypuszczałam - zażartowała i zaraz jęknęła, bowiem usta mężczyzny dotknęły najintymniejszego zakątka jej ciała. Jego język nie ustawał w intensywnych pieszczotach, więc zagryzła wargi, by nie krzyczeć z rozkoszy, co mogłoby zwrócić uwagę służby hotelowej. Przez chwilę dziwiła się, że mogła pozwolić na to zupełnie obcemu człowiekowi. Po chwili jednak przestała myśleć o czymkolwiek. Bryce okazał się wymarzonym kochankiem. Kiedy uniósł jej nogę i oparł na swoim ramieniu, poddała się rozkoszy. Osunęła się na podłogę, by znaleźć się między jego udami. - Parę kroków stąd mamy łóżko - powiedział. - Za daleko - szepnęła. http://www.operujewperu.pl - Dobrze się czujesz? - spytała zdziwiona i rozbawiona jednocześnie. - Ja... tak... panno... Gallant. Tylko że wygląda pani... bardzo ładnie. Alexandra dygnęła. - Dziękuję, Thompkinson. Jesteś miły. Chwilę później ciarki przebiegły jej po skórze. Kiedy się obejrzała, zobaczyła w progu Luciena. Hrabia pożerał ją wzrokiem. Zarumieniła się, widząc żądzę w jego oczach. - Mówiłem, że burgund jest dla ciebie wymarzonym kolorem - powiedział w końcu. - Cóż, ale strój nie jest najstosowniejszy, jeśli mam się zjawić niepostrzeżenie - stwierdziła, bliska omdlenia. - O to się nie martw. - Zbliżył się i podał jej ramię. - A przy okazji, co cię jeszcze powstrzymuje przed wyjściem za mnie za mąż? - Lucienie, nie... - A, tak, już wiem. Szczęście Rose.

Tym zapewnieniem nie przekonała nawet siebie, ale Vixen skinęła głową. - Będę blisko. Omal się nie roześmiała, gdy wyobraziła sobie, jak drobna przyjaciółka walczy z wysokim i silnym mężczyzną. Uczepiła się tego obrazu, idąc za kamerdynerem. Lucien stał pośrodku biblioteki, twarzą do drzwi. Jego zmysłowe usta były zaciśnięte w wąską kreskę, ogorzała twarz blada i ściągnięta. Nie poruszył się, gdy Timms zamknął za Sprawdź - St. Charles należy do naszej rodziny od niemal stu lat. Zrobię wszystko, ale nie oddam hotelu. Nie proś mnie o to więcej. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI Hope krążyła niespokojnie po sypialni. Znowu czulą obecność Cienia. Naigrywał się z niej, naśmiewał, kpił sobie z jej zadufania; była pewna, że jest niezłomna, że nigdy nie ulegnie jego podszeptom. Tymczasem nie mogąc dotrzeć do niej, posłużył się Philipem i w ten sposób jej dosięgną!. Z każdą chwilą była bardziej wzburzona. Jak mogła nie dostrzec, co się wokół niej dzieje? Nie przygotować się na nadchodzący atak? Słaby, bezwolny Philip był idealnym celem. Od rozmowy w bibliotece minął tydzień. Hope zdążyła w tym czasie przeprowadzić kilka dyskretnych rozmów telefonicznych: zadzwoniła do banku, do księgowego, który prowadził buchalterie hotelu, i do przyjaciółki pracującej w nieruchomościach. Wszystko, co usłyszała od Philipa, okazało się prawdą. Tkwili po uszy w długach. Idiotka. Była taka głupia. Łatwowierna. Nigdy nie wtrącała się do spraw finansowych, pozostawiając je całkowicie w gestii Philipa. Tamtego wieczoru w bibliotece próbowała wskazać mu wyjście z sytuacji, ale się spóźniła. Philip odwrócił się od niej, zostawił ją na klęczkach. Na pośmiewisko Bestii. Zatrzymała się i otrząsnęła ze wstrętem. Musi się opanować, musi być silna. Musi znaleźć rozwiązanie. Zbyt wiele wysiłku włożyła w zdobycie obecnej pozycji, by teraz ją stracić. Wystarczy, że rozejdą się pogłoski o ich zadłużeniu i w jednej chwili zostanie wykluczona z kręgu nowoorleańskiej elity. Już słyszała te poszeptywania. Przestaną napływać zaproszenia na przyjęcia, przestanie zasiadać w przydających towarzyskiego prestiżu komitetach, zamkną się przed nią drzwi powszechnie szanowanych domów, wszyscy odwrócą się od niej plecami. Znajdzie się znowu na marginesie, jak przed laty. Nie, już nigdy. Nie dopuści do tego, nie da się zepchnąć.