- Jaką?

niego z talerzem smażonego bekonu. Natychmiast odstawiła talerz na stół. Wtulił nos w jej szyję i otoczył mocno ramionami. - Boże, jak ty wspaniale pachniesz. - To tłuszcz od smażenia bekonu. Dodaje tajemniczości. Obrócił ją w swoich objęciach i pocałował. Laura poczuła nagłe uderzenie gorąca. Przytuliła się do niego. Głaskała go po szerokiej piersi odzianej w niebieski podkoszulek. Gdy się od niego oderwała, nie mogła złapać tchu i kręciło się jej w głowie. Odgarnęła mu włosy opadające na brew. Pocałował ją lekko, a potem każde zajęło się przygotowywaniem śniadania. Żując bekon, Richard włożył chleb do tostera. Laura wyjęła talerze i sztućce. Zastawiła stół dla czterech osób. Dewey wpadał co rano na kawę. Kelly pewnie będzie spała jeszcze przez jakąś godzinę. Richard otworzył lodówkę, żeby wyjąć masło. Gdy ją zamknął, Laura stała absolutnie nieruchomo. Zmarszczył brwi i odwrócił się. W progu zobaczył Kelly. Była zaspana, miała potargane włosy. Tuliła do siebie pluszowego misia. http://www.osp-opalenica.pl/media/ - Bardzo krótko go znam. - Miłość nie ma poczucia czasu. - Och, daj spokój, Cecile - zirytowała się Malinda. - Całowałaś się z nim? Malinda chwyciła nawilżacz. - Woda się skończyła. Zaraz wracam. - Tak czy nie? - Cecile przytrzymała ją za łokieć. - A jak tak, to co? — odparła zaczepnie Malinda. - Wiedziałam! - zapiszczała Cecile. - I jak było? Założę się, że nieźle. Nieźle? Według Malindy to zbyt łagodne określenie, ale przecież jej doświadczenie w sprawach męsko- -damskich było raczej ograniczone. Tak bardzo chciała

że kolacja gotowa. 116 JEDNA DLA PIĘCIU Spodziewając się najgorszego Malinda ruszyła za nim. W kuchni stwierdziła, że spełniły się jej najczarniejsze sny. Zobaczyła istne pobojowisko. Wszystkie drzwiczki pootwierane, szuflady powysuwane. Sprawdź Wysiadła na rogu St. Charles i Szóstej Ulicy, gdzie w wielkim starym domu mieściła się agencja. Owinęła się szczelniej płaszczem. Dzień był nadzwyczaj ciepły jak na tę porę roku, ale gdy tylko słońce zaczęło zachodzić, zrobiło się chłodniej. Prognozy zapowiadały spadek temperatury z powodu zimnego frontu, który przesunął się już przez większą część kraju. Po wysłuchaniu setek rozmów na ten temat uznała, że nowoorleańczycy mają bzika na punkcie pogody, czemu zresztą trudno się było dziwić. W tym rejonie aura charakteryzowała się niesłychaną zmiennością, balansując od mrozów aż po mordercze upały, które wielu osobom kojarzyły się z przedsionkiem piekła. Nowoorleańczycy mieli więc pełne prawo do pogodowych obsesji, pomyślała Julianna.