Najbardziej znany przybytek hazardu i burdel w Londynie zapewniał dość rozrywek,

- A co mnie one obchodzą? - Sama widzisz - Liz pokiwała głową. - Trzeba odwagi, żeby gwizdać na to, co myślą inni. - Niekoniecznie. Nie lubię tych idiotek, nie mam z nimi nic wspólnego. - Nie masz w ogóle przyjaciół? - Liz poniewczasie ugryzła się w język i oblała rumieńcem. - To znaczy... - stropiona podniosła rękę do ust - przepraszam, chciałam powiedzieć coś innego. Czy ty... - Daj spokój, nie tłumacz się. Nie, nie mam przyjaciół. W każdym razie nie mam prawdziwych przyjaciół. Zawsze tak było i bardzo mi to odpowiada. - Jesteś pewna? - Owszem. - Gloria wysoko uniosła głowę. - Widzisz tu jakiś problem? Zaskoczona gwałtownością, z jaką Gloria zareagowała na jej pytania, Liz cofnęła się o krok. - Nie, nie. Ja tylko... - zamilkła, czując, że zupełnie się zaplątała. - Nieważne. Muszę wracać do sekretariatu. - Zaczekaj. - Gloria położyła jej rękę na ramieniu. - Przepraszam. Zachowałam się paskudnie. Co chciałaś powiedzieć? Liz zaczerwieniła się, wzięła głęboki oddech. - Nie zamierzałam cię krytykować... ja tylko... chciałabym... chciałabym być twoją przyjaciółką, bardzo, Glorio. Gloria patrzyła na nią przez chwilę, po czym odwróciła głowę i zaczęła bawić się zamkiem swojej torebki, otwierając go i zamykając nerwowo. Może dlatego, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem? Liz łzy zakręciły się w oczach. Po co wyskoczyła z tą głupią deklaracją? „Chciałabym być twoją przyjaciółką...”. Żałosne słowa. Wbiła wzrok w podłogę. Zaraz się rozpłacze jak małe dziecko. Przełknęła z trudem ślinę i cofnęła się w kierunku drzwi. - Zapomnij o tym, co powiedziałam. To było... głupie. Do zobaczenia. Odwróciła się i ruszyła do wyjścia. - Zaczekaj! http://www.otolaryngolodzy.pl/media/ - Dobrze pan wie. Niegodne dżentelmena. Lucien się uśmiechnął. - Dlatego musi mi pani udzielić odpowiednich nauk, poświęcić sporo czasu i uwagi. - Nie! - Owszem. Właśnie podniosłem pani pensję do dwudziestu pięciu funtów miesięcznie za dodatkowe obowiązki. I dodałem pewną sumkę na nowe stroje. Panna Gallant chciała ostro zaprotestować, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. Zacisnęła usta. Lucien ukrył uśmiech. Ach, zwycięstwo. - Ale nie będę odpowiedzialna za pański sukces lub porażkę. - W porządku. Coś jeszcze? Zerknęła na niego z dziwną miną, taką samą jak wtedy, gdy wybawił ją od towarzystwa ciotki Fiony. Natychmiast obudziła się w nim ciekawość, ale panna Gallant nic nie odpowiedziała.

- Nie, mam trochę czasu. - Podszedł do drzwi. - Zadzwonię tylko do Jacksona i przyniosę kawę z automatu. Chcesz coś? - Dzięki. Potem sobie kupię. - Daj znać, jeżeli Lily się obudzi. - Dobrze. Wyszedł na korytarz, uśmiechając się na wspomnienie opowiedzianej przez Lily historyjki. Tak go rozbawiła, tak serdecznie zaśmiewali się całą trójką, że na chwilę zapomniał o swoim braku zaufania i dystansie do Glorii. O tym, że są wrogami. Sprawdź Do pokoju wsadził głowę Thompkinson. - Przepraszam, ale czy mógłbym dostać pióro, atrament i papier dla... dla Wimbole'a, milordzie? - Oczywiście. W moim gabinecie. Całe szczęście, że nie poprosiła o proch strzelniczy... na razie. - Dobrze, milordzie. Kiedy drzwi się zamknęły, spojrzał na Rose. - A gdybym ci powiedział, że jestem zakochany w kimś innym? Niebieskie oczy się rozszerzyły. - A jesteś? W kim? - W Alexandrze Gallant. Na ładnej twarzy dziewczyny odmalowało się kolejno niedowierzanie, konsternacja i, co ciekawe, rozbawienie.