Przemilczane oskar¿enia. Wspomnienia, których nie ma

- Zrób to koniecznie, okej? Ale pamiętaj: nie zabiłem twojego starego. - Ramón? - zapytała Aloise. Odwróciła się, żeby popatrzeć na stolik, na którym stały zdjęcia jej nieżyjącego męża, oświetlone kilkoma świecami, oraz piękny portret Jezusa Chrystusa. Vianca podniosła i zapaliła marlboro. - Musisz wyjść, Shelby. Madre jest chora, a ja nie mogę ci pomóc... - Powiedz mi tylko, co pamiętasz z tej nocy, kiedy zabito twojego ojca. - Nic. Niczego nie pamiętam. To było dawno temu. 190 - Ramón? - znów odezwała się Aloise i zwróciła na Shelby swoje ciemne, udręczone oczy. - Ramón? - powtórzyła. - Jego tu nie ma, madre. Pamiętasz? - Vianca nerwowo zaciągnęła się papierosem, a potem wypuściła kłąb dymu. - Czasami wszystko jej się miesza. - Shelby, wyjdź! - wołał Ross, głośno waląc w drzwi. - Hej, czy ty i ja nie możemy być przyjaciółmi? - On jest pijany - stwierdziła Vianca i rzuciła podniesionym głosem: - Ja nie żartuję. Zadzwonię po policję, jak się stąd nie wyniesiesz, i to już! - Mowy nie ma. - Ross się roześmiał. Vianca zaklęła soczyście po hiszpańsku, a Shelby przyglądała się wnętrzu małego domu, jego schludnemu umeblowaniu i ołtarzykowi ku czci Ramóna. - Hej, co ty masz przeciwko mnie, Vianca? Ja tego nie zrobiłem, wiesz? Jestem wolnym człowiekiem. - Wolnym człowiekiem, który wkracza na teren prywatnej posiadłości! Och, na miłość Matki Boskiej! - Vianca podeszła do frontowych drzwi i otworzyła je. Przez siatkę Shelby zobaczyła prostacką, rozwścieczoną gębę mężczyzny, http://www.pizza-dobra.com.pl - Kto? - To nie ma znaczenia. - Alex za szybko wszedł w zakret. Opony zapiszczały na asfalcie. - Chyba jednak ma - rzuciła gniewnie. W koncu wyprowadził ja z równowagi. - Nie wchodzmy w to teraz. To było ju¿ jakis czas temu. - Alex krecił gałka radia. W koncu znalazł stacje nadajaca rock. Marla wyłaczyła ja natychmiast. - W takim razie... czy James? - spytała, czujac, ¿e musi to wiedziec. - Czy on... czy on... - Jest moim dzieckiem. - Spojrzał na nia ironicznie i usmiechnał sie z przymusem. Marla czuła sie bardziej

- Mam kopie aktu urodzenia i aktu zgonu. - Kto ci je dał? - Obie z podpisem doktora Pritcharta dostałam w szpitalu. - Ten facet to kanciarz. - Ten facet zaginął - odparła, a potem wypiła łyk herbaty. Po szklance ściekały kropelki napoju. - Wyjechał z miasta niedługo po tobie. Sprawdź loki okalały blada twarz o lekko wystajacych kosciach policzkowych, nieufnych zielonych oczach, szerokich, ładnie zarysowanych brwiach i prostym nosie, na którym widniało kilka piegów. Pełne, zmysłowe usta dr¿ały troche. Przygryzła dolna warge białymi, prostymi zebami. Marla Cahill? Kylie Paris? Kto? 425 Napotkała w lustrze spojrzenie Nicka, dostrzegła w jego zacisnietych ustach determinacje, a w oczach cien leku. - Zróbmy to w koncu - ponaglił ja. Skineła głowa. Opanowała chec ucieczki, która ja nagle