godności. Myśl była słuszna, chwalebna nawet, ale pociechy nie przyniosła.

– Ale ten mężczyzna, człowiek w czerni... – Technicy orzekli, że pociski, od których zginęły dziewczynki, pochodzą z rewolweru kaliber 38. Wiemy, że Danny przyniósł go do szkoły. Mamy też odciski chłopca na innych łuskach z trzydziestki ósemki, znalezionych na miejscu przestępstwa. – To tylko znaczy, że naładował broń – odparła Sandy. – Shep mi wszystko wyjaśnił. Odciski niczego nie dowodzą. – Odciski Danny’ego są na ponad pięćdziesięciu łuskach. A to znaczy, że ładował broń w trakcie strzelaniny. – Shep powiedział, że użyto ładowników. Więc Danny przygotował broń i amunicję. A ta druga osoba strzelała. Rainie odsunęła się w końcu od okna. Pokręciła niecierpliwie głową. – Zastanów się nad tym, co mówisz! Danny przyniósł do szkoły rewolwer i pistolet samopowtarzalny. Naładował oba i przygotował zapasową amunicję. Według ciebie tak zachowuje się niewinny świadek. – Ma dopiero trzynaście... – Nie trzeba być pełnoletnim, żeby pociągnąć za spust. – Jest zdezorientowany... – Przyznał się wiele razy! – Boi się! Jest wściekły, nie rozumie... – Powiedział Charliemu Kenyonowi, że chciałby pociąć Shepa na kawałki i przepuścić je http://www.pokryciadachowe.edu.pl Avalon. Bolała ją buzia po tamtej sałatce. Bolały plecy i ramiona od spania w szafie. Ale Becky nie poddawała się. Była twarda. Tata lubił powtarzać, że jest taka jak on. Prawdziwy z niej wojak. Nie wiedziała, co to znaczy wojak. Ale chciała być taka jak tata – duża, silna i odważna. Musi być taka jak on. Musi wytrzymać. Musi obronić Danny’ego. Nabożeństwo żałobne za Sally Walker i Alice Bensen miało się rozpocząć o trzynastej w małym, białym kościółku episkopalnym przy Fourth Street. Ale gdy już przed południem ławki, przedsionek, trawnik i parking wypełniły się ubranymi na ciemno mieszkańcami miasteczka, pastor Albright przeniósł całą ceremonię na cmentarz. Grabarze szybko rozbili na wzgórzu namioty. Niebieskie płótno łopotało jak oszalałe, szarpane silnym powiewem znad oceanu.

Ach – natychmiast odpowiedział sam sobie policmajster – miasto niewielkie, hoteli niedużo, a on jest mężczyzną rzucającym się w oczy. Znaleźć go nie było trudno. – Wiesz, kim jest ta dama? – spytał, pochylając się do portiera. – Jak się nazywa? Chciał nawet położyć na kontuarze dziesiątkę albo piętnaście kopiejek, ale zamiast tego walnął pięścią. – No! Sprawdź los Danny’ego. Ale Rainie w policyjnym mundurze wyglądała obco i obojętnie. Sandy w końcu zrozumiała. Dziś nie była dla Lorraine Conner żoną jej szefa, tylko matką masowego mordercy. – Może Shep mógłby pomóc w śledztwie – rzuciła desperacko. – Nie chcemy Shepa – stwierdziła kategorycznie Rainie. – Potrzebujemy Becky. – Jak to? – Nadal sypia w szafie, Sandy? – Niech nikogo o to głowa nie boli... – Widziała coś, wszyscy o tym wiemy. Oboje z Shepem ciągle powtarzacie, że chcecie poznać prawdę. Więc zapytajmy o nią waszą córkę. – Avery Johnson nigdy się na to nie zgodzi. – To nie jego sprawa.