Wspomniałem o tym, bo musiało to wczesniej czy pózniej

saczace sie przez szpary w kotarach dawało dosc swiatła. Cały czas tłumaczyła sobie, ¿e przecie¿ ma prawo tu wejsc. To jej dom. Ma prawo wiedziec, co dzieje sie wsród jego stuletnich scian. Tamtej nocy Eugenia wyciagneła klucz do gabinetu z kieszeni swego granatowego ¿akietu. Mo¿e on jeszcze gdzies tu jest. Marne szanse. Przecie¿ mineło piec dni. Marla ostro¿nie uchyliła drzwi do garderoby i weszła do srodka. Zapaliła swiatło i rozejrzała sie po obitych boazeria scianach. Kostiumy wisiały na osobnych wieszakach według kolorów, ¿akiety na górze, spódnice na dole, a dopasowane do danego stroju buty stały w przegródkach poni¿ej. Marla, coraz bardziej niespokojna, zagladała do kieszeni wszystkich ¿akietów, od granatowego do jaskrawo pomaranczowego, ale znalazła tylko jedna wsuwke, papierki po cukierkach i kilka monet, które Eugenia zapomniała wyjac. Ale w ¿adnym nie było kluczy. - Cholera - mrukneła Marla, dochodzac do wniosku, ¿e Eugenia ma pewnie teraz klucz przy sobie, na spotkaniu w http://www.przedszkole-pobiedziska.pl sypialni, gdzie Marla wyczerpana spała jak zabita. Zacisnał zeby tak mocno, a¿ rozbolała go szczeka, i z trudem powstrzymał sie, by nie dotknac jej policzka. Sprawdził, czy wszystko w porzadku u Jamesa, a potem uchylił jeszcze drzwi do pokoju Cissy, kiedy nagle usłyszał cichy warkot silnika i szczek bramy gara¿u. Ktos wyje¿d¿a? W srodku nocy? Nick wszedł do pokoju Cissy i wyjrzał przez okno. Zobaczył jeszcze tylne swiatła jaguara, kiedy wóz zatrzymał sie przed brama wjazdowa. Kiedy sie otworzyła, jaguar skoczył do przodu, ruszył w dół ulicy i zniknał. Nick spojrzał na zegarek. Było wpół do drugiej nad ranem. Gdzie, do cholery, pojechał jego brat?

- Watpie. Podobnie jak policja. Wiec lepiej nie próbujcie mnie naciagac, bo nie jestem w nastroju do ¿artów. - Czemu nie? - spytał Robert. - Powiedziałes, ¿e nazywasz sie Cahill, nie? No to jestes dziany. Oni maja mnóstwo forsy. 382 Sprawdź postawił na bacznosc cały szpital. Tak, jak lubił. Nick pchnał drzwi i wszedł do mrocznego pokoju, gdzie jakas kobieta - Marla, jak sadził - le¿ała na szpitalnym łó¿ku. Była sama. Alex jeszcze nie przyszedł, ale Nick pojawił sie tu kilka minut przed wyznaczona godzina. Była to dosc typowa sala szpitalna. W wypolerowanych metalowych poreczach łó¿ka odbijało sie mdłe swiatło lampy przymocowanej do sufitu. Ze stojacej u wezgłowia kroplówki w ¿yłe Marli saczyła sie glukoza i Bóg wie co jeszcze. Wszedzie stały bukiety cietych kwiatów, pudełka z czekoladkami i rosliny w doniczkach, wprowadzajac troche koloru w monotonne, białe otoczenie. Z wiklinowego koszyka, ozdobionego wielka, pomaranczowa kokarda, wysypywały sie