Załatwił całą papierkową robotę, uporał się z biurokracją. Dawny dentysta Jennifer Bentz

– Cześć – zaczął. Wydawał się zadowolony, że ją słyszy. A może to ulga? – Cześć. – Co słychać? – Tak tylko dzwonię – odparła. Powiedz mu. Teraz. Nie musisz czekać, aż wróci. Niech wie, że jesteś w ciąży. Podkreśl, że bez względu na jego reakcję bardzo się z tego cieszysz, że już oglądasz ubranka i zastanawiasz się, gdzie postawicie kołyskę. – Co robisz? – Jadę do San Juan Capistrano. – Do misji? Po co? Szukasz duchów? – zażartowała i przypomniała mu, że jaskółki co roku wracają do San Juan Capistrano. – Nie wiedziałam, że kręci cię podglądanie ptaków. – Na jaskółki już za późno, tak mi się przynajmniej wydaje. Przylatują na wiosnę. – Więc o co chodzi? – zapytała. – Musiałem się wyrwać z zapluskwionego motelu. – I poszukać Jennifer? Chwila ciszy. – Może. – Widziałeś ją ostatnio? – Nie zdołała ukryć sarkazmu. Niby kogo chciał nabrać? – Nie wiem. Chciała mu powiedzieć, że się wygłupia, ale ugryzła się w język i poszukała http://www.przydomowa-oczyszczalnia.net.pl – Dzisiaj przyszło? – Mhm. – Montoya wypił łyk kawy. – Prześwietlone? – Czyli sprawdzone pod kątem materiałów wybuchowych i groźnych substancji, na przykład wąglika. – Owszem. Bentz zmrużył oczy. – Przez ciebie? – Tak. Zobaczyłem to w poczcie, uznałem, że to tylko twoja sprawa, więc... – Wzruszył ramionami. – Zwinąłeś to. Montoya zrobił nieokreślony ruch ręką. Może tak, może nie. – Jest zaadresowane do ciebie. Uznałem, że lepiej będzie, jeśli to dostaniesz, zanim zobaczy to Brinkman. – Zerknął na kopertę. – Pewnie nic takiego. – Gdybyś tak uważał, nie zawracałbyś sobie głowy. Kolejne wzruszenie ramion.

sknociła nawet własną śmierć, tak samo jak sknociła wiele rzeczy w życiu. Teraz powróciły stare pytania. A jeśli jej śmierć nie była samobójstwem? A jeśli to nie ona siedziała za kierownicą? A jeśli to była inna kobieta, którą zidentyfikował i pochował jako własną żonę? Kto, do cholery, rozkłada się w tym grobie? Zrobiło mu się niedobrze na tę myśl i szybko zawrócił z tej niebezpiecznej, krętej ścieżki. Wsiadł do samochodu i pojechał kilka kilometrów dalej, na cmentarz, gdzie, jak sądził, Sprawdź pierwszym dzwonku. – Montoya. – Odsłuchałem twoją wiadomość – zaczął Bentz. – Tak, właśnie rozmawiałem z Hayesem. Wysłałem mu wszystko o właścicielce chevroleta, Yolandzie Salazar. Krewniak sprzedał jej wóz za gotówkę. Nie przerejestrowała go, co samo w sobie nie jest niczym szczególnym, ale teraz uważaj: jej pełne nazwisko brzmi Yolanda Valdez Salazar. Starsza siostra Maria. – Żartujesz. Siostra Maria Yaldeza? Bentz nie wierzył własnym uszom, ale po głosie Montoi wiedział, że to nie dowcip. W ułamku sekundy znowu znalazł się w ciemnym zaułku i widział, jak ktoś celuje do Trinidada... Srebrzysty blask księżyca na ciemnej lufie. Panika w żyłach. – Policja. Rzuć broń! – Ostrzegawczy krzyk. Ale broń nie upadła na ziemię.