– Dobrzy rodzice miewają złe dzieci? – zapytał Sanders i przewrócił oczami, dając do

Szesnaście lat później Bethie wchodzi do salonu oszołomiona. Kroiła marchew w kuchni. Nóż się omsknął i teraz trzymała swój palec w drugiej ręce. On akurat wrócił z miejsca zbrodni w Kalifornii, gdzie na wzgórzu znaleziono dwadzieścia pięć zwłok, w tym piętnaście młodych kobiet i dwoje małych dzieci. Powiedział żonie: Kochanie, to nic poważnego. Bethie zaczęła krzyczeć: Dłużej tego nie zniosę! Dlaczego wyszłam za mężczyznę, który jest taki zimny?! Czas biegł naprzód. Był w Massachusetts, pilnował kobiety przynęty. Tess Williams wróciła do swojego starego domu w nadziei, że fakt ten wyciągnie z ukrycia jej byłego męża zabójcę. Wszystko poszło źle. Znajdował się w domu, kiedy na ulicy rozległy się strzały. Powiedział Tess, żeby nie podchodziła do drzwi. Obiecał jej, że przy nim będzie bezpieczna. Potem zjawił się Jim Beckett. Z bliska wypalił do niego z dubeltówki. Pomyślał: Rany! Czuję się ekstra jak na kogoś w moim wieku! Później, po powrocie ze szpitala, kiedy próbował odzyskać równowagę, postanowił wziąć córki do siebie na weekend. - Jak się masz? - spytał Bethie. - Lepiej. - Tęsknię za tobą. - Wcale nie. http://www.psychoterapiawarszawa.info.pl/media/ Pierce'ie Quincy. Pozostało ci już niewielu przyjaciół. I powiedz pannie Conner, że kiedy następny raz wynajmie prywatnego detektywa, niech się upewni, że ten nie lubi czekoladek. Rozłączył się. Quincy gapił się na Rainie. W jego spojrzeniu widać było zaciekłość, którą wcześniej widziała tylko jeden raz - w dniu, kiedy Henry Hawkins usiłował ją zabić. - Teraz chce namierzyć ciebie - powiedział. Pokręciła głową. - Nie mnie. Zastanów się nad tym, co powiedział. On chce, żebyś wrócił do domu. Najwyraźniej załatwił już de Beersa, a to znaczy, że jest na Wschodnim Wybrzeżu. Czyli gdzieś w pobliżu Wirginii. - Ale kto...? Zrozumieli w tej samej chwili.

celowania. Pamiętała jego stłumiony głos, raczej pomruk. Pamiętała, że nie mogła się doczekać, aż dostanie ostrą amunicję. Ale ojciec, ze stoickim spokojem, pouczał dalej. Pistolet to nie zabawka. Sam pistolet nie jest nawet bronią. To przedmiot nieożywiony. Dopiero człowiek decyduje o tym, czy go ożywić i używać w sposób odpowiedzialny. Kto powinien używać broni w sposób odpowiedzialny? Sprawdź mu do gardła jego własne jaja. Albert poderwał się z krzesła. Drugie krzesło, to, na którym spoczywała jego noga w łupkach, przewróciło się z hukiem. Albert jęknął z bólu. Chwycił się krawędzi stołu, żeby nie upaść. Potem spojrzał na Quincy'ego wzrokiem pełnym wściekłości i nienawiści. - Spieprzyłeś sprawę! - ryknął. - Miałem zamiar powiedzieć ci, gdzie jest twój stary! Miałem zamiar zlitować się nad staruszkiem! Ale nie teraz! Niech zdycha tam, gdzie jest, związany i głodny! Niech sra pod siebie i gnije z odleżyn! Co ty na to, arogancki kutasie?! - Mój ojciec nie żyje - powiedział spokojnie Quincy, nie ruszając się z krzesła. Chociaż nie wiedział tego na pewno, serce biło mu gwałtownie. To było duże ryzyko. Gra o życie lub śmierć. Jeśli się mylił... Tak mi przykro. Boże, zlituj się, bo nie mogę! - Mój ojciec nie żyje - powtórzył bardziej