łó¿ku był bliski smierci.

Oparła sie o drzwi. Jest me¿atka. Poslubiła kogos innego i obiecała mu wiernosc do smierci. - Dosc tego - skarciła sama siebie, zrzucajac pantofle. Weszła do łazienki, rozebrała sie i umyła twarz zimna woda. Mo¿e własnie fascynacja Nickiem była przyczyna jej mał¿enskich rozdzwieków? Mo¿e miała z nim romans ju¿ po slubie z Aleksem? Mo¿e Alex ja okłamał? Mo¿e... och, nie... mo¿e James jest jego dzieckiem, owocem nieprawego zwiazku, a ona... a ona ukryła to, twierdzac, ¿e to Alex jest jego ojcem? - Dosc! - postanowiła, z przera¿eniem patrzac na swoje odbicie w lustrze. Oparła sie o marmur umywalki. Krople wody spływały po jej bladej twarzy, wygladała jednak lepiej. Tak, kobieta w lustrze nie była brzydka. Marla czuła, ¿e kiedy dojdzie do siebie, odzyska urode. Tak, jak przewidziała Helene. Mo¿e nie bedzie wygladała dokładnie tak, jak na zdjeciach, ale bedzie ładna na swój sposób. Jezabel. Dobry Bo¿e, czy to mo¿liwe? Kiedy zdejmowała recznik z wieszaka i przykładała go do twarzy, dr¿ały jej rece. Nie mo¿e... nie bedzie fantazjowac na temat Nicka ani ¿adnego innego me¿czyzny. Nie, musi sie wziac w garsc i przypomniec sobie http://www.rehabilitacjadzieci.net.pl - Nie, Ross, to nie było tak. Ja... hm, ja po prostu powiedziałam sądowi, co widziałam. To wszystko. - Czyżby? - Ross mierzył ją groźnym spojrzeniem. Wyciągnął rękę i owinął wokół palca jeden z jej zalotnych loczków. Odskoczyła jak oparzona. - Tak właśnie było. Byłeś w pikapie Nevady Smitha. Pijany jak bela. Widziałam cię w tym wozie, kiedy wychodziłam z White Horse. Podjeżdżałeś na parking przed sklepem Estevana. - Nagle przerwała. - Posłuchaj, Ross, ja nie chcę żadnych kłopotów. Nie widzę powodu, żeby jeszcze raz to przechodzić. Przecież wyszedłeś z więzienia, więc dlaczego tak ci na tym zależy? - Dlaczego mi zależy? - powtórzył. - Dlaczego mi zależy? - Wzbierał w nim gniew. - Straciłem dziesięć lat swojego życia, bo skłamałaś, Ruby. Dziesięć lat. Dwa lata walki w sądzie i osiem lat w więzieniu. Czy ty masz pojęcie, ile to czasu? Masz? - Kiedy nic nie odpowiedziała, zmierzył ją surowym spojrzeniem. - No cóż, właśnie dlatego mi zależy. - Ja... ja nie kłamałam.

Shelby wyciągnęła z koszyczka następne winne grono i włożyła je do ust. - To naprawdę nie ma znaczenia, Lydio. Niech sobie myśli, co chce. - Już miała iść, ale doszła do wniosku, że teraz jest dobra pora, żeby pogadać z Lydia o rozmowie, którą podsłuchała na klatce schodowej. - Wczoraj podsłuchałam, jak rozmawiasz z sędzią. - Si, si. - Lydia akurat wyciągała z kredensu tarkę do sera. - Hm, konkretnie to rozmawiałaś z nim o mnie i jakichś rodzinnych sekretach. Byłam na schodach, a ty stałaś na Sprawdź coś zmroziło jej krew. - Dobrze. - Pogrzebała w torebce i znalazła dwudziestodolarowy banknot, który położyła na stole. Jej palce musnęły mały pistolet. Zastanawiała się, czy starczy jej odwagi, żeby go użyć. - A więc do następnego razu. - Zdobyła się na uśmiech, ale wychodziła z pubu tak, jakby miała nogi z waty. Zrozumiała natychmiast i bez najmniejszych wątpliwości, że miejsce Rossa McCalluma jest za kratkami. Rozdział 16 Nie obchodzi mnie, co musisz zrobić, Levinson. Pomóż mi tylko odnaleźć mojego dzieciaka - Nevada burknął do telefonu. Był zgrzany, zmęczony i cholernie sfrustrowany. Dwie klacze nie zjadły paszy, traktor na południowym wybiegu się zepsuł, a w dodatku Nevada miał wrażenie, że z sąsiedniego podjazdu - drogi do domu Adamsów, obecnie jego posiadłości - wczoraj po południu wyjechał wóz Shepa Marsona. Ale nie miał pewności. Słońce okropnie dawało mu się we znaki. Jego gorące, oślepiające promienie odbijały się od zderzaka pikapa. Zanim Nevada zdążył uruchomić swoją starą furgonetkę i ruszyć w pościg za intruzem, tamten wóz był już tylko malutką plamką w tumanie kurzu.