olbrzymie zielone pola i piękne stare wiejskie domy. Widzieli kobiety na

O’GRADY: Nie wiem. CONNER: Czy dzisiaj ubrałeś się na czarno z jakiegoś szczególnego powodu? Cisza. CONNER: Poszedłeś dzisiaj na lekcje, Danny? O’GRADY: Tak. CONNER: Jesteś w siódmej klasie, prawda? Kto jest twoim wychowawcą? O’GRADY: Pan Watson. CONNER: To dobry nauczyciel? Lubisz go? O’GRADY: Jest w porządku. CONNER: Jakie mieliście dzisiaj lekcje? O’GRADY: Najpierw angielski, potem matmę. Po południu miała być gra na geografii. Zabawa z mapą, stolice... CONNER: Ale dziś po południu nie było gry, prawda, Danny? Cisza. CONNER: Nosisz do szkoły plecak? O’GRADY: Tak, plecak. CONNER: Co w nim dziś miałeś? Cisza. CONNER: Danny, czy dzisiaj miałeś w plecaku broń? Przyniosłeś do szkoły broń? Chwila przerwy. http://www.restoria.com.pl - Nie wiem. Montgomery wyznał, że spryskał słuchawkę jakiś żrącym środkiem chemicznym. Poparzył jej palce i część dłoni. Nie wiem, czy to się zagoi. - Prawa ręka. Mogą być trwałe uszkodzenia albo szramy. 226 - Jest pod opieką najlepszych lekarzy. Na pewno wyzdrowieje. - Ale przecież nie wiesz... - Kimberly! - powiedział ostro. - Albert chciał ją zabić. Ty to wiesz, ja to wiem i ona to wie. Tymczasem ona zapanowała nad sobą i unieszkodliwiła napastnika. Czyli odniosła zwycięstwo. Jest to przykład wartości ciężkiej pracy i odpowiedniego przygotowania. Pamiętaj o tym. - Nie chcę, żebyś wyjechał - szepnęła. Quincy zamknął oczy. Poirytowanie znikło. Teraz po prostu czuł się podle.

- Chciałeś, żebym przyjechał. Jak widzisz -jestem. Teraz mów. - Wciąż arogancki, co, Quincy? Ciekawe, jaki będziesz arogancki, kiedy policja z Filadelfii skończy z tobą. Poznałeś już system więzienny? Może załatwisz sobie zwiedzanie swojego przyszłego domu? - Nie przejmuję się policją z Filadelfii. Albert popatrzył na niego. Quincy popatrzył na Alberta. Pierwszy nie Sprawdź - Ja się nie pcham w paszczę lwa. - Rainie wskazała głową taksówkę, która akurat wyjechała zza rogu. Quincy machnął ręką. Zanim zdążył się przygotować, taksówkarz już wysiadł i brał jego bagaż. - Zadzwonię - oznajmił. - Do mnie, nie tutaj. Tak na wszelki wypadek. - Zgoda. - Taksówkarz otworzył drzwi. Niecierpliwie spoglądał na Quincy'ego. Ale ten wciąż patrzył na Rainie. Teraz już wiedział, co powinien 231 powiedzieć, ale uświadomił sobie, że nie jest w stanie wydusić z siebie ani słowa. Bał się, że to, co powie, może zabrzmieć jak pożegnanie. Jak pożegnanie na zawsze. Rainie chyba rozumiała. Przysunęła się i pocałowała go mocno w usta. - Hej, Quince. Do zobaczenia wkrótce. - Skierowała się do hotelu. P